Władze KGHM-u zapowiadają połączenie trzech kopalń w jeden twór – Kopalnię Zespoloną. Związkowcy nie chcą natomiast słyszeć o takim pomyśle. Jedni prezentują korzyści, drudzy problemy, jakie mogą z tego wyniknąć. Wygląda na to, że żadna ze stron nie zamierza zmienić swojego stanowiska.
O koncepcji scalenia kopalń należących do miedziowej spółki słyszy się już od kilku lat. Jednak do tej pory żadnemu z zarządów nie udało się jej wcielić w życie. Dopiero obecne władze rozpoczęły nad nią prace na poważnie i zapowiadają, że już za kilka lat w miejsce oddziałów ZG „Rudna”, ZG „Lubin” oraz ZG „Polkowice – Sieroszowice” powstanie Kopalnia Zespolona.
– Projekt nie jest nowym pomysłem. Korzystamy z opracowań wcześniejszych integracji oddziałów górniczych. Chcemy zmienić strukturę organizacyjną. Zamiast trzech oddziałów i części biura zarządu ma powstać jeden oddział jako pracodawca z trzema jednostkami ruchu zakładu – tłumaczy Jerzy Nowak, szef projektu.
Łączenie ma potrwać kilka lat i według zapowiedzi dopiero od 2013 roku w KGHM funkcjonowałaby Kopalnia Zespolona z jednym kierownikiem ruchu zakładu.
– Za nami inicjacja i przygotowanie planu projektu. Właśnie rozpoczęliśmy trzeci etap, konsultacji, zbierania opinii i informowania pracowników. W listopadzie spodziewamy się przyjęcia planu wdrożenia wraz z określeniem prac nowego oddziału – dodaje Nowak.
Na wieść o rozpoczęciu projektu integracji kopalń, związkowcy podnieśli larum. Jednym głosem, wszystkie miedziowe związki zawodowe stanowczo sprzeciwiły się temu pomysłowi.
– W dokumentach, które nam pokazali jest kilka sloganów i to na poziomie bardzo ogólnym – mówi Józef Czyczerski, szef miedziowej „Solidarności”. – Widzimy, że są zagrożenia dla naszych miejsc pracy, a połączenie kopalń nie rozwiąże podstawowych problemów. Dlatego wszystkie organizacje związkowe zainteresowane sprawą bezpośrednio mówią, że się nie zgadzają. A hasła o obniżeniu kosztów słyszałem już wiele razy.
Właśnie obniżenie kosztów wymieniają władze KGHM-u jako jeden z powodów przystąpienia do integracji trzech oddziałów górniczych w jeden organizm. A korzyści ma być więcej: optymalne wykorzystanie złóż, lepsza koordynacja inwestycji i ograniczenie rezerw technicznych, poprawa bezpieczeństwa pracy, obniżenie kosztów wydobycia i jednolita polityka kadrowa.
– KGHM jest firmą o największych kosztach produkcji miedzi, śmiem twierdzić, że również w świecie. W związku z tym uważamy, że musimy dokonać pewnych zmian, również w zakresie struktury. Obecna struktura została wytworzona na początku lat 70. W zupełnie innym systemie nakładowo-rozdzielczym – wyjaśnia Herbert Wirth, wiceprezes spółki. – Firma może się rozwijać, ale do tego potrzebujemy nowoczesnej, elastycznej struktury.
Związkowcy mają jednak wątpliwości, co do korzyści płynących, według zarządu KGHM, z integracji kopalń. Mówią, że boją się o swoje bezpieczeństwo i posady.
– To nieprawda, że pogorszy się bezpieczeństwo – odpowiada na ich obawy Nowak. – Pracownik będzie pracował w tym samym miejscu i będzie poddawany nielicznym sytuacjom, gdzie następują ruchy wewnętrzne. Ale dzisiaj też one występują. Zakładamy też, że kierownictwo ruchu zostanie odciążone od licznych czynności administracyjno-zarządczych i będzie mieć więcej czasu dla zakładu i ludzi tam zatrudnionych. Nie przewidujemy też zwolnień – zapewnia.
Pojawia się sugestia, że głośny sprzeciw związkowców wcale nie jest spowodowany obawami o bezpieczeństwo, lecz możliwością zmniejszenia liczebności władz związków.
– Każdy oddział to jednocześnie pracodawca. Przy pracodawcy są organizacje związkowe. Etatów związkowych pozostanie przy jednym pracodawcy mniej niż jest przy trzech – stwierdza wiceprezes Wirth.
– Ani jeden etat nie zostanie stracony, wszystko jest zależne, ile ludzi należy do związku – denerwuje się Józef Czyczerski. – Jeżeli prezes mówi, że nikogo nie zwolnią, to rozumiem, że stan populacji zostanie w związku jaki jest. To skandal, że prezes sięga do takich argumentów poniżej pasa, a nie do merytorycznych.
Władze KGHM są zdeterminowane, aby wprowadzić zapowiadane zmiany. Zdają sobie jednak sprawę z tego, że muszą się liczyć z tą ogromną siłą, jaką stanowią związki zawodowe istniejące w firmie. Na 18 tys. zatrudnionych w spółce górników, około 15 tysięcy z nich należy przecież do związków.
– Mówienie ciągle przez związki zawodowe nie i bez wskazywania, dlaczego, uważam za działanie nieracjonalne – komentuje wiceprezes Wirth. – Apeluję do ludzi o racjonalne podejście.
WS