Była o krok od wygranej. Sylwia Biały, jak o sobie mówi, kura domowa, pokonała nawet profesjonalnych kucharzy i dotarła aż do finału emitowanego przez Polsat programu „Hell’s kitchen”. Co prawda nie wygrała, ale jej życie bardzo się zmieniło. Nam opowiedziała o tym, jak naprawdę było w programie, co zamierza teraz robić i czy rzeczywiście straż u Wojciecha Modesta Amaro przeszedł jej koło nosa. Publikujemy fragment wywiadu, który ukazał się w dzisiejszym numerze „Wiadomości Lubińskich”.
Pytałam już o to kiedyś, ale zapytam jeszcze raz, nie żałuje pani, że wzięła udział w „Piekielnej kuchni”?
– Nie żałuję. Drugi raz zrobiłabym to samo.
Nawet mimo nieprzychylnych komentarzy, które się pojawiają w internecie?
– Komentarze są zawsze i zawsze będą. My, Polacy, lubimy mówić o innych, a w szczególności źle. Zrobiłam coś dla siebie. Pokazałam innym kobietom, że warto wyjść z domu. Nie żałuję. Dostaję mnóstwo maili od kobiet, które siedzą w domu, a także od takich, które coś zrobiły ze swoim życiem. Biorę udział w wielu akcjach charytatywnych. Jestem zapraszana na festyny, imprezy. Te negatywne komentarze więc gdzieś znikają pośród tego wszystkiego.
A jaki jest największy plus udziału w programie?
– Zdecydowanie praca z szefem Amaro i to, że zaprosił mnie na staż u siebie. Bardzo się cieszę, że będą mogła pracować z nim już bez kamery.
Kiedy?
– Termin mogę ustalić sama. Planuję, że będzie to koniec października, może początek listopada.
Czyli nie żałuje pani, że zajęła drugie miejsce?
– Nie żałuję. Naprawdę czuję się wygrana. Może to źle zabrzmi, ale uważam, że Łukaszowi należała się ta wygrana. Miał znacznie większe umiejętności ode mnie i wiedzę, ponieważ jest profesjonalistą. Ja jako amator doszłam bardzo daleko. Jestem z siebie dumna. Poza tym dostałam to, po co przyszłam do programu. Zmieniłam coś w swoim życiu i dostałam staż.
Oprócz stażu u Wojciecha Modesta Amaro pojawiły się jeszcze jakieś inne propozycje?
– Dostaję mnóstwo propozycji, żeby objąć jakąś kuchnię, stworzyć autorską restaurację. Jestem zapraszana na wiele imprez. Odezwały się do mnie między innymi Bory Dolnośląskie. W listopadzie będę na bardzo prestiżowej imprezie. Będę robiła wykłady dotyczące gotowania.
Ponadto duża sieć restauracji chce, żebym była ich twarzą. Taką samą propozycję dostałam od producenta przypraw. Jednak to wszystko wymaga wielu miesięcy rozmów. Myślę, że dopiero przed końcem roku będę mogła powiedzieć, jak to się skończyło. W sumie dostałam kilkadziesiąt różnych propozycji.
Zostaje pani w Lubinie czy ze względu na propozycje zawodowe musi się przenieść?
– Będę działać na całą Polskę, ale zostajemy w Lubinie. Moja rodzina kocha to miejsce. Ja również się tu zadomowiłam. Bardzo mi się Lubin podoba. Mieszkańców też lubię, bo na ulicy spotykam się z ogromną serdecznością, oprócz internetu (śmiech). Jestem tu szczęśliwa, tu chcę mieszkać i żyć.
Gdzie będziemy mogli spróbować pani potraw w najbliższym czasie?
– 20 lipca podczas otwarcia fontanny przy galerii. Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie. Będzie wielkie grillowanie. Mam do wydania 300 porcji. Będą to moje dania, które wymyśliłam od samego początku do końca.