Fałszywe zjazdy dla kiełbasy i emerytury

36

W kopalni mówią na nich „pasztetowcy”, bo żeby otrzymać przydział na posiłki profilaktyczne, fałszują swoje zjazdy pod ziemię. Ale robią to także z innego, ważniejszego powodu. Dzięki temu mogą przejść na wcześniejszą emeryturę, mają też wyższe pensje. Górnicy z ZG Lubin powiedzieli dość. Postanowili nagłośnić zachowanie swoich przełożonych – nadsztygarów czy kalifaktorów. – Śmieją nam się w oczy, że my ciężko pracujemy, a oni odbierają lampy i aparaty ucieczkowe, a potem odwieszają je w określonych godzinach. Tak, żeby w dokumentach wyglądało, że zjechali do kopalni – mówią zdenerwowani.

– Przychodzi jeden z pracowników dozoru, odbiera lampy i aparaty za kilku innych, wpisuje co trzeba i ze sprzętem idzie z powrotem do biura – opowiada nam jeden z górników. – A na koniec zmiany wraca i odwiesza wszystko na miejsce. Panowie siedzieli sobie w biurze, ale w dokumentach widnieje, jakby zjechali na dół. My pracujemy w pocie czoła, a oni się śmieją – denerwuje się inny, pracujący pod ziemią górnik.

Załogę najbardziej drażni, że nikt nie reaguje. – Tak, jakby w KGHM było przyzwolenie na takie praktyki – tłumaczą.

Postanowiliśmy sprawdzić. Największą skarbnicą wiedzy o kopalni są związkowcy, znający tę firmę od kilkudziesięciu lat. Józef Czyczerski, szef miedziowej Solidarności przyznaje, że nikogo za rękę nie złapał, ale słyszał o podobnych praktykach. Pracownicy dozoru, czyli wyższego szczebla w górniczej hierarchii, podobno w ten sposób poprawiają swoją sytuację. Chodzi nie tylko o stawki, ale o i dodatkowe przywileje.

– Ze względu na pracę w warunkach szczególnych górnikom przysługują posiłki profilaktyczne. Ale otrzymują je tylko ci, którzy zjeżdżają pod ziemię – tłumaczy Czyczerski.

A tzw. dozór, który na co dzień pracuje na powierzchni, zwykle ma wyznaczone dwa lub trzy obowiązkowe zjazdy pod ziemię. Stąd prawdopodobnie wziął się pomysł na dodatkowe zjazdy, które figurują tylko na papierze. I stąd określenie „pasztetowcy”. Bo posiłki profilaktyczne, które otrzymają za zjazd, to do wyboru wędliny, sery czy soki.

Związkowcy zwracają uwagę na jeszcze jeden szczegół. – Fałszują dokumentację, że zjeżdżają na dół, żeby mieć prawa do wcześniejszej emerytury – zauważają.

Takie sytuacje podobno mają miejsce na wszystkich kopalniach Polskiej Miedzi. I podobno zareagował tylko jeden z dyrektorów, szef ZG Rudna. Jak się dowiedzieliśmy, rok temu dyrektor przyłapał jednego z pracowników na fałszowaniu zjazdu. I ogłosił abolicję. – Powiedział, że wszyscy, którzy się przyznają, nie poniosą konsekwencji. Ale tego typu czyny na przyszłość są zakazane. I zgłosiło się kilku, bo dyrektor zagroził, że w innym przypadku, jeśli udowodni, że kłamali, mogą się liczyć nawet z dyscyplinarnym zwolnieniem – opowiada nam jeden z pracowników tamtej kopalni.

Co na to zarząd? Rzecznik prasowy Dariusz Wyborski, nim skomentował tę sprawę, skonsultował się z dyrektorami wszystkich oddziałów KGHM. I wniosek jest jeden – takie sytuacja są kategorycznie zabronione. Przynajmniej oficjalnie.

– W każdej kopalni poleceniem służbowym dyrektora jest regulowana kwestia limitów zjazdów danego dnia. Każde odstępstwo jest ciężkim naruszeniem obowiązków służbowych, które – w przypadku ujawnienia – grozi dyscyplinarnym zwolnieniem z pracy – podkreśla Dariusz Wyborski, rzecznik Polskiej Miedzi. – Najlepiej ujął to dyrektor ZG Lubin Krzysztof Tkaczuk. Podał przykład spożywania alkoholu w pracy. Jest ono surowo zakazane, a mimo to zdarzają się przypadki, że pracownicy są pod wpływem alkoholu. Podobnie jak z kradzieżą. Załoga wie, jakie grożą za to konsekwencje, a mimo to dyrektor musiał ostatnio zwolnić jednego z górników właśnie za kradzież – dodaje.


POWIĄZANE ARTYKUŁY