Dyslektyk to leń i nieuk? Spór ekspertów

34

Około 13 procent Polaków cierpi na dysleksję – wynika z badań, na które powołuje się dr Urszula Sajewicz-Radtke, psycholog z SWPS. – Dziecko jest sprawne intelektualnie, nie jest zaniedbane, a mimo to przy najszczerszych chęciach, nie jest w stanie nauczyć się sprawnie czytać i pisać – tłumaczy objawy w rozmowie z portalem iWoman.pl naukowiec.

Istnieniu tego zaburzenia rozwojowego, opisanego przez Światową Federację Neurologów, sprzeciwia się profesor Bronisław Rocławski, który zagadnieniem zajmuje się już prawie 60 lat. – To sztuczny twór, który uprawomocnia lenistwo tak dzieciaków, jak nauczycieli – tłumaczy portalowi iWoman.pl i podaje przykłady swoich sukcesów. Dziesiątki, setki uczniów, z którymi pracował, po kilku miesiącach umiały bezbłędnie pisać i czytać. Tak jak maturzysta, który chciał iść na polonistykę, ale nie umiał ani poprawnie pisać, ani szybko czytać. Rocławski przekonał go, że jest uleczalny i wspólnie zasiedli do pracy. Po kilku latach odebrał telefon – studia ukończone.

Czy aby każde problemy z pisaniem to wina lenistwa ucznia? – zastanawia się Grzegorz Staroń, dziś psycholog społeczny prowadzący wykłady i warsztaty dotyczące dysleksji. Sam uważa się za osobę z dysleksją, to przez nią nie udało mu się skończyć prawa i ekonomii.

Jednak profesor Rocławski twardo stoi przy swoim – ten mężczyzna miał po prostu pecha i nie trafił na kompetentnych wykładowców. – Mało który kandydat na nauczyciela dowiaduje się na studiach, jak uczyć dziecko. Potem idzie do szkoły albo przedszkola i robi to po omacku. A tam trafia na dzieci nieco trudniejsze – leniwe, pobudzone, którym trzeba poświęcić dużo więcej uwagi – mówi Rocławski na łamach portalu iWoman.pl. Jakie są tego skutki? Takim uczniom najłatwiej jest wystawić etykietę dyslektyka, dzięki której nie trzeba poświęcać im więcej czasu.

To nieprawda – przekonuje Sajewicz-Radtke. Jeżeli poradnia psychologiczno-pedagogiczna uzna ucznia za dyslektyka, nauczycielowi pracy przybywa. – Na przykład, oprócz szykowania tradycyjnych dyktand dla całej klasy, musi układać też testy sprawdzające znajomość zasad ortograficznych i interpunkcyjnych dla dziecka z dysleksją – twierdzi.

Niektórzy uczniowie, mimo że piszą bezbłędnie, świadomie chcą zostać określeni dyslektykami, bo taka etykieta daje prawo do dłuższego pisania sprawdzianów i zapewnia inny system oceniania. – Jednak jest to niezwykle trudne, gdyż objawów jest zbyt wiele. Co więcej, opinia jest efektem badania dziecka przez kilku specjalistów. Trudno jest zwieść tyle osób – uważa Urszula Sajewicz-Radtke.

Psycholog przyznaje jednak, że błędy w ocenie uczniów się zdarzają, choć niezwykle rzadko. – Na przykład w przypadku dzieci chorych na padaczkę, u których ataki mają charakter małych napadów, trudności z koncentracją, czy trudności poznawcze oraz wynikający z tego problem z czytaniem i pisaniem, może być mylony z dysleksją – tłumaczy w rozmowie z portalem iWoman.pl.

Umiejętności warsztatowe specjalistów orzekających o dysleksji sprawdził nastoletni syn znajomego profesora Rocławskiego. Założył się z ojcem, że wzorując się na znalezionym w sieci cynicznym samouczku fałszywych dyslektyków, wywalczy sobie upragnione zaświadczenie. – No i wygrał zakład – kwituje profesor.


POWIĄZANE ARTYKUŁY