Do szkoły za karę

7

LUBIN. – Zrobiłam błąd, że posłałam dziecko do szkoły rok wcześniej – nie ukrywa mama siedmioletniej Kai, która dwa lata temu zdecydowała się na to, by jej sześcioletnia córka rozpoczęła wcześniej edukację.

Zamieszanie z pierwszoklasistami powstało, kiedy kilka lat temu minister edukacji ogłosiła, że od 2012 roku wszystkie sześciolatki obowiązkowo pójdą do pierwszej klasy. W roku poprzednim rodzice mieli mieć jeszcze wybór, później już nie.

Obawiając się o podwójne roczniki – tych sześcio- i siedmioletnich dzieci, lubiński magistrat postanowił uporządkować sytuację. Wszystkie szkoły dostosowano do przyjęcia młodszych dzieci, a wśród rodziców przeprowadozno akcję informacyjną. Urzędnicy przekonywali, że lepiej posłać malucha do pierwszej klasy już w 2011 roku, kiedy w szkołach nie będzie jeszcze takiego tłoku.

Nikt jednak nie przewidział, że ministerstwo nagle zmieni zdanie i wycofa się z pomysłu. Teraz sześciolatki mają iść do szkoły od 2014 roku. – Rząd oszukał więc nas rodziców i urzędników. Po co było na hura remontować szkoły i słać te dzieci wcześniej, skoro widać, że to nie był przemyślany pomysł – denerwują się rodzice małych lubinian, którzy posłali swoje pociechy do szkoły o rok wcześniej.

37-letnia lubinianka, pani Maja, uważa, że posłanie sześciolatka to zdecydowanie za wcześnie. – Wiem to z własnego doświadczenia. Dla takiego dziecka, co jeszcze niedawno bawiło się z koleżankami, a teraz musi siedzieć kilka godzin w ławce – to tragedia – twierdzi mama siedmioletniej Kai. – Córka wraca do domu zmęczona. Do tego jeszcze codziennie musi odrabiać pracę domową. A rano jak zwykle mówi, że boli ją brzuch, głowa i idzie do szkoły jak za karę – dodaje lubinianka.

Dziewczynka chodzi do Szkoły Podstawowej nr 8. – Mała nie narzeka na atmosferę czy też nauczycieli, bo pedagodzy są tam wspaniali. Chodzi mi tylko o nadmiar materiału, który sześciolatek musi sobie przyswoić – podkreśla kobieta. – Na przykład, w ciągu tego tygodnia córka miała się nauczyć tabliczki mnożenia, a potem dzielenia. Więc czy to nie za dużo jak, na takie dziecko? – pyta 37-letnia lubinianka.

Siedmioletnia Kaja chodzi teraz do drugiej klasy. Zdaniem jej mamy, dziecko jest zniechęcone szkołą, bo kiedy wraca do domu, od razu musi odrabiać lekcje. – Czasem trwa to naprawdę długo. Ostatnio córka czytała tekst ponad godzinę i jak skończyła, to nie pamiętała już tego, co było na początku. Więc jaki to ma sens? – pyta kobieta.

Pani Maja ma jeszcze ośmioletniego syna, który chodzi do tej samej klasy, co siostra. – Jakub poszedł do szkoły rok później niż córka. Więc mam porównanie, jak ta różnica wieku wpływa na dzieci – zauważa lubinianka.

Ośmiolatek z kolei świetnie radzi sobie z materiałem, który jest realizowany w szkole. – Jakub nie ma żadnych problemów, jest aktywny i chętniej niż Kaja chodzi do szkoły – przyznaje mama chłopca. – Myślę, że problem tkwi w nadmiarze materiału. Dla takiego sześciolatka jest tego po prostu za dużo, bo dziecko o rok starsze jest w stanie szybciej się nauczyć i więcej zapamiętać – kwituje mama ośmioletniego Jakuba i siedmioletniej Kai.

Mimo wszystko są też głosy osób zadowolonych z tego pomysłu. – Ja też posłałam syna szybciej i nie narzekam. Chłopiec świetnie sobie radzi, widzę, że jest zadowlony, że może się już uczyć – dodaje inna z mam.

Urząd miejski przekonuje, że rodzice nie mają powodów do obaw. – Szkoły są w pełni przygotowane na przyjęcie sześciolatków. Nauczyciele uważają, że dzieci bardzo dobrze sobie radzą w szkole – podkreśla Andrzej Pudełko z urzędu miejskiego, odpowiedzialny za oświatę. – Mimo zamieszania, które wywołał rząd, zachęcamy rodziców, by posyłali sześciolatki do pierwszej klasy – dodaje.


POWIĄZANE ARTYKUŁY