Przeżyła horror, mąż napadł na nią z nożem i siekierą! Cudem uniknęła śmierci, ostatnie osiem miesięcy spędziła w szpitalu. Teraz lubinianka Anna Wilk walczy o powrót do zdrowia. Jednak potrzebuje do tego naszej pomocy. – Stawiam pierwsze kroki na rehabilitacji. Chcę się poruszać, w pełni opiekować synem, wrócić do pracy. Zawsze byłam aktywną osobą. Dużą motywacją są dla mnie rodzina i przyjaciele – przyznaje pani Anna.
Dramat pani Anny rozegrał się w lutym tego roku. Została napadnięta w garażu podziemnym przez męża, który chciał ją zabić. Nie wiadomo, jak skończyłaby się ta historia, gdyby ktoś nie zauważył w porę zakrwawionej kobiety i nie wezwał pomocy (pisaliśmy o tym TUTAJ).
– To cud, że w ogóle żyję. Lekarz powiedział, że zostałam trafiona trzy milimetry od tętnicy szyjnej. Te trzy milimetry dalej i bym się wykrwawiła – mówi pani Anna.
Choć lubinianka mówi, że miała wiele szczęścia, to jednak mąż zadał jej sporo ciosów. Obrażenia były bardzo rozległe. Lewa strona jej ciała została sparaliżowana. Miała złamany kręg szyjny oraz obojczyk. Z osoby sprawnej i aktywnej, stała się leżącą, wymagającą pomocy wielu specjalistów. Przeszła operację, rozpoczęła rehabilitację i swoją walkę o powrót do zdrowia. Dopiero na początku października opuściła szpital i wróciła do domu.
Przez cały ten czas martwiła się o swojego ukochanego synka. Na szczęście okazało się, że otoczona jest przez wspaniałych ludzi, którzy przez cały ten czas ją wspierali i motywowali. Rodzina, przyjaciele, jej syn, a także koledzy z pracy – dzięki nim ma siłę, by o siebie walczyć.
Dziś pani Anna jest już w lepszej kondycji, ale to dopiero początek jej drogi do sprawności.
– Mam niedowład lewej dłoni i lewej nogi, co sprawia, że nie jestem w stanie poruszać się nawet przy pomocy wózka inwalidzkiego. Moje palce są zdrętwiałe i spastyczne. Nie radzę sobie z chwytaniem przedmiotów, więc samodzielna jazda jest niemal niemożliwa. Na rehabilitacji stawiam pierwsze kroki. Chcę się poruszać, wrócić do pracy. Wiem, że na mnie czekają w aptece, w której pracowałam – mówi Anna Wilk. – Zawsze byłam aktywną osobą. Odszedł rower, narty. Pół świata się zawaliło – przyznaje. – Już przerobiłam to, co się stało. Mąż z nami nie mieszkał od ośmiu miesięcy. Założyłam mu sprawę o przemoc – wspomina pani Anna czas tuż przed napaścią.
Mąż już jednak nie żyje, o czym lubinianka dowiedziała się na początku swojego pobytu w szpitalu. Dziś najważniejsze jest tu i teraz oraz powrót pani Anny do życia.
– Lekarze prognozują, że nigdy nie wrócę już do pełni sprawności, ale jest szansa, bym mogła chodzić. Potrzebna mi jednak systematyczna, długotrwała rehabilitacja pod okiem specjalistów, a to wiąże się z ogromnymi kosztami – mówi lubinianka.
Turnus rehabilitacyjny w Otwocku, który ma pomóc pani Annie, to koszt ponad 50 tys. zł. Zaś miesięczna rehabilitacja tutaj na miejscu to 4 tys. zł.
Wesprzeć panią Annę można poprzez stronę siepomaga.pl. Liczy się każda złotówka.
Chciałabym o siebie zawalczyć, by wrócić do pracy i pełnej opieki nad synem. Wierzę, że zaczęło się moje drugie, lepsze życie. Potrzebuję w nim jednak Waszej pomocy, by zawalczyć o moją sprawność. Będę wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy gest!
– pisze na siepomaga.pl lubinianka.
Fot. materiały prywatne Anny Wilk