Jeśli dziś reprezentacja Polski pokona Belgię, po raz pierwszy awansuje do finałów mistrzostw Europy. W pierwszym składzie Leo Beenhakker wystawi Radosława Sobolewskiego zamiast kontuzjowanego Dariusza Dudki, a w ostatniej chwili zapadnie decyzja, czy na prawym skrzydle wystąpi Jakub Błaszczykowski, czy też Wojciech Łobodziński – pisze Dziennik.
W piątek około południa reprezentanci Polski wsiedli w samolot i przylecieli z Poznania do Balic. Zamieszkali w tyskim hotelu Piramida, któremu przypisuje się cudowne właściwości. To w nim nasza kadra spała przed historycznym sukcesem, jakim było pokonanie Portugalii 2:1. "Ale nie będzie żadnej szarlatanerii, wierzymy tylko w siebie" – mówią trenerzy reprezentacji Polski. Nie będzie więc bioenergoterapii, żadnych cudownych rąk znachora, tylko odpoczynek i skupienie przed tak ważnym meczem.
Wieczorem Polacy przeprowadzili ostatni trening. Murawa Stadionu Śląskiego została zasypana śniegiem, jest grząsko i miękko. Wszyscy mają obawy, jak trawa będzie prezentowała się w dniu meczu, zniszczona przez zajęcia naszych i belgijskich piłkarzy. Największym zaskoczeniem w składzie może być brak Błaszczykowskiego, który pojawił się na zgrupowaniu przemęczony. W poniedziałek Leo Beenhakker dał mu odpocząć, ale wciąż nie jest pewny, czy zawodnik Borussii Dortmund nie powinien wejść dopiero jako zmiennik. Zwłaszcza, że w czasie treningów świetnie prezentował się Łobodziński – pisze DZIENNIK.
Belgowie, którzy nie walczą już o nic w tych eliminacjach, chyba chcą ułatwić naszym piłkarzom zarobek. Do Chorzowa nie przyjechało aż ośmiu podstawowych zawodników. Wszyscy nagle złapali kontuzje (ostatnio obrońcy Carl Hoefkens i Philippe Clement). Belgijska federacja piłkarska zapowiedziała, że przyjrzy się tej epidemii. Symulanci mają zostać surowo ukarani.
Więcej w Dzienniku