Wywiad z Józefem Czyczerskim, szefem miedziowej „Solidarności”, który startuje w wyborach do rady nadzorczej KGHM. Jest on jednym z dwunastu kandydatów. Kto zostanie wybrany do tego organu, zdecydują pracownicy miedziowej spółki. Wybory rozpoczęły się dzisiaj, 5 września, i potrwają dwa dni.
Kolejny raz w ósmej kadencji rady nadzorczej są organizowane głosowania i wybory przedstawicieli pracowników. Niektórzy zaczynają się już gubić, o co w tym wszystkim właściwie chodzi.
Jestem przekonany, że głównym celem zarządu, który tworzy zamieszanie, jest całkowite odcięcie pracowników od jakiejkolwiek informacji, na temat swoich poczynań oraz zniechęcenie ich do wybrania swoich autentycznych przedstawicieli.
To właśnie na forum rady nadzorczej następuje tworzenie i zatwierdzanie planów techniczno-ekonomicznych, decyduje się o najważniejszych sprawach dla pracowników, takich jak planowane środki na wynagrodzenia, inwestycje i remonty, czyli miejsca pracy i fronty robót, warunki tej pracy oraz inwestycje w rozwój spółki, tj. wydatkowanie środków i tworzenie nowych miejsc pracy. Ostatnim tego przykładem jest inwestycja w Kanadzie.
Decyduje się także o zadłużaniu spółki, co w przypadku spadku cen miedzi, zagrozi naszym obecnym miejscom pracy.
Nie jest więc zaskoczeniem, że wrześniowe wybory są z premedytacją tak organizowane, aby maksymalnie zamieszać, skrócić okres kampanii i by nie można było rzeczowo poinformować wszystkich pracowników o sprawach, które będą konsekwencją tych wyborów.
Solidarność protestuje przeciwko wyprowadzaniu środków wypracowanych w KGHM poza granice kraju – owe 10 mld złotych do Kanady…
W mojej ocenie niepokojące jest to, że zarząd i rada nadzorcza podejmują takie decyzje, a rząd pozwala na dystrybucję tak ogromnych środków poza granice Polski, a nie ma nacisku, aby wrócić do pozostawionego złoża rud miedzi w tzw. starym zagłębiu w okolicach Bolesławca. Powstałyby tam nowe miejsca pracy oraz wsad do pieców huty miedzi Legnica. Uratowałoby to jej dalsze funkcjonowanie.
Z ostatnich danych udostępnionych przez pracodawcę, wynika, że lawinowo rośnie liczba zatrudnionych w biurze zarządu, zaś maleje zatrudnienie w przypadku kopalń, ZWR-ów i Zakładu Hydrotechnicznego. Co to oznacza w dalszej perspektywie?
Jest to bardzo niepokojący sygnał, obecnie prawie 600 osób jest już zatrudnionych w biurze zarządu, zmniejsza się natomiast liczba pracowników w bezpośredniej produkcji. Może się okazać, że w niedługim czasie braknie ludzi do pracy w ciągu technologicznym.
Już teraz okazuje się, że ci pracownicy nie mogą iść na urlopy, a pracujący w skrajnych warunkach, jak zachorują, to są pozbawiani premii i następnie zwalniani.
Zarządzający KGHM podnieśli sobie płace zasadnicze, o prawie 100 proc., odmawiając podwyżek dla pracowników. Konsekwencją zorganizowanego wysłuchania publicznego o podwyżkę płac zasadniczych była odmowa ministra skarbu państwa powołania do rady nadzorczej ósmej kadencji przedstawicieli załogi. Za pańskim wyborem glosowało prawie 6 tysięcy pracowników.
To jest właśnie konsekwencja upominania się o prawa pracowników. Minister skarbu państwa, nie bacząc na przepisy ustawy, po wyborze zgodnie z prawem, złamał prawo z premedytacją, wykorzystując pretekst rzekomego działania na szkodę spółki. W radzie przeszkadzaliby mu autentyczni przedstawiciele pracowników, patrzący zarządowi na ręce i potrafiący nagłośnić oraz zablokować niekorzystne decyzje dla załogi i spółki. Nie jest więc przypadkiem, że właśnie w tym czasie sprzedano Polkomtel i Dialog. Aktywa te miały być naszym zabezpieczeniem w czasie spadku cen miedzi na giełdzie i pozwolić przetrwać i uniknąć zwolnień. Sprzedaż tych aktywów w momencie wysokich cen miedzi i rekordowych zysków oraz wyprowadzenie uzyskanych pieniędzy do Kanady to dowód, jak zarząd i decydenci w Polsce troszczą się o rozwój przemysłu i tworzenie miejsc pracy.
W 2009 r. odbył się protest przeciwko złamaniu umowy społecznej i zapowiadanej przez rząd całkowitej prywatyzacji KGHM. Załoga protestowała przeciwko sprzedaży udziałów spółki przez skarb państwa.
Uważam, że właśnie obowiązkiem przedstawicieli załogi jest upominanie się o normalnych pracowników i to wtedy, gdy są podejmowane najistotniejsze decyzje dotyczące istnienia ich miejsc pracy. Nie wyjechałem wtedy na urlop i nie leżałem na plaży, a od 3 lat jestem ciągany po prokuraturach i sądach. Do dzisiaj około 70 razy byłem wzywany na policję, przesłuchania i rozprawy. Próbuje się mnie straszyć karami finansowymi i wieloletnim więzieniem.
W sądach teraz już oficjalnie oskarżyciele zarządu KGHM-u mówią, że nie chodzi już o konkretną karę, ale o przykładną nauczkę, by zapobiec podobnym protestom w przyszłości. To ma być zemsta władzy na obywatelach, bo ośmielili się zaprotestować w obronie swoich miejsc pracy. Jestem przekonany, że gdyby nie ten protest, to rząd sprzedałby więcej niż 10 proc. akcji. Już po roku okazało się, iż decyzje te były błędne, a skarb państwa na tej transakcji stracił około 1,5 mld złotych. Widać wyraźnie, że była to decyzja polityczna a nie ekonomiczna. Rządzący chcą teraz dać robotnikom nauczkę. Bez względu na to, jaki będzie wyrok w sądzie, jestem przekonany, że postąpiłem słusznie, broniąc godności i naszych miejsc pracy.
To karygodna i krótkowzroczna polityka państwa i zaspokajanie doraźnych potrzeb rządzących. Widać wprost, że brak jest jakiejkolwiek troski o przemysł miedziowy, region i los jego mieszkańców oraz pracowników KGHM.
To jest widoczne także w skali całego kraju.
Wprowadzony przez rząd, w trybie nadzwyczajnie przyspieszonym podatek od niektórych kopalin dotyczy tak naprawdę tylko KGHM. To wydatek 2 miliardów złotych rocznie i uszczuplenie zysku spółki. Dlaczego rząd najpierw sprzedaje 10 proc., akcji a zaraz potem stwierdza, że potrzeba nowych obciążeń, bo dywidenda nie jest efektywna?
To kolejny dowód na hipokryzję rządzących, którzy traktują Polską Miedź jak dojną krowę. Przecież my płacimy wszystkie podatki, jakie tylko istnieją w Polsce. Z jednej strony zwalnia się z wieloletniego płacenia podatków inwestorów zagranicznych – sklepy wielkopowierzchniowe, specjalne strefy ekonomiczne, banki – a polskie przedsiębiorstwa dobija, tworząc na tę potrzebę nawet specjalne ustawy. Jest to przykład braku obrony polskiego przemysłu. Mimo mojego zaangażowania i współpracy z samorządami, to lokalni parlamentarzyści przegłosowali tę ustawę w Sejmie. Mam nadzieję, że Trybunał Konstytucyjny wyrzuci ten bubel prawny do kosza. To także dzięki informacjom uzyskanym, gdy byłem członkiem rady nadzorczej, mogłem budować stosowne lobby w obronie pieniędzy zabieranych regionowi, a tym samym jego mieszkańcom i pracownikom.
Po co przedstawiciele pracowników w radzie nadzorczej Polskiej Miedzi. Już teraz niektóre organizacje związkowe przeszły wielką przemianę, pojawiły się nawet nawoływania Piotra Trempały z ZZPPD, by głosowano na tych, których ostatnio pracownicy odwoływali z rady nadzorczej?
A to już albo całkowita paranoja, albo perfidna obłuda. W wyborach na siódmą kadencję sam przecież startował i zachwalał swoją osobą jako wyśmienitą kandydaturę – ostatecznie zajął 10, ostanie, miejsce. Dla mnie jedynym logicznym wytłumaczeniem tak radykalnej zmiany poglądów może być tylko jedno – spłaca zobowiązania związane z zatrudnieniem prawie całej rodziny.