Samiec: Miałem z rodzicami pewien układ…

543

Na boisku kiwał się z Antonim Piechniczkiem, a z Kazimierzem Górskim rozmawiał o zawodnikach, którzy w przyszłości mieli podbić polską piłkę nożną. Stanisław Samiec odkąd pamięta, kochał sport. To miłość, która jak twierdzi, będzie trwała do końca życia. Dlatego grał w piłkę nożną, hokeja i uprawiał lekkoatletykę i to dlatego wstąpił w szeregi LZS, aby pomagać młodym ludziom w rozwijaniu sportowej pasji, tak jak jemu pomagali rodzice i trenerzy.

Stanisław Samiec od najmłodszych lat bardzo intensywnie uprawiał różne dyscypliny sportu. Choć jego rodzice nie byli zainteresowani tą dziedziną życia społecznego, to ich syn wręcz przeciwnie, każdą wolną chwilę spędzał na boisku piłkarskim, a w zimie na zamarzniętym stawie, gdzie grał w mini hokeja. – Ja zaczynałem od ósmego, dziesiątego roku życia. Biegałem, grałem w piłkę, na łyżwach graliśmy w hokeja ze ślązakami. Dzieliła nas rzeka Brynica, a tam był taki staw i styczeń-luty, to były wielkie mecze. „Ślązacy” kontra „Zagłębiacy”.

W hokeja grałem na różnej pozycji. Była też oczywiście piłka nożna, od trampkarza poprzez młodzika. Grałem w Stali Sosnowiec. Później w Zagłębiu Sosnowiec. Miałem tam fantastycznych trenerów, którzy mnie dużo nauczyli. Właśnie pan Alojzy Sitko, Włodzimierz Rudek czy Teodor Wieczorek. To wszystko przeniosło się na moje późniejsze życie – mówi Stanisław Samiec, były przewodniczący PZ LZS.

Rodzice bardzo dopingowali syna, ale postawili mu jeden warunek. – Miałem z rodzicami pewien układ. Jeśli chciałem myśleć o uprawianiu sportu, to musiałem mieć dobre oceny w szkole. I tak było – wspomina Stanisław Samiec.

Po szkole średniej, Stanisław Samiec zdawał na dwie uczelnie. – Do Krakowa się dostałem. Rodzice nawet nie wiedzieli. Po uzgodnieniu z nimi poszedłem na studia. Bardzo dużo trenowałem piłkę nożną i lekkoatletykę. Bieg na trzy tysiące metrów, na mistrzostwach Polski Juniorów. Reprezentacja Województwo Woj. Katowickie. Mistrzostwa Dzielnicy Śląska, a w jej skład wchodziły takie miasta jak Opole, Katowice i Wrocław.

Do tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego szóstego roku kończyłem uczelnię. Miałem specjalizację z piłki nożnej i lekkoatletyki. W piłkę grałem do tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego dziewiątego roku, prowadząc zajęcia z młodzieżą, PKS Wrocław, z którym grałem, a potem szkoliłem zawodników i awansowaliśmy do trzeciej ligi, wyjście w Pucharze Polski, co prawda odpadliśmy z Polonia bytomską, ale wyeliminowaliśmy Górnik Zabrze.

Od 1973 roku rozpoczął pracę jako szkoleniowiec w miedziowym klubie. – Graliśmy dwie gry kontrolne z Zagłębiem Lubin. Przegraliśmy jakoś około pięć zero, zarówno u siebie jak i nawy jeździe, ale dostałem angaż jako koordynator młodzieży w miedziowym klubie – wspomina Samiec – Przyjechałem do Lubina. Prowadziłem wtedy Zagłębie. Dwadzieścia osiem lat pracy w tym klubie. To chyba wystarczająco. Byłem szkoleniowcem pierwszego zespołu, ale ostatecznie odszedłem z Zagłębia – dodaje.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych, Stanisław Samiec dostał propozycję pracy w LZS. Przyjął ofertę bez wahania. – Zawsze kochałem sport, to było równocześnie moją motywacją do pracy. Chciałem też, aby dzieci, które nie mają takiej szansy na co dzień, brały udział w turniejach rangi krajowe i rozwijały się sportowo – mówi Samiec.

Obecnie jest na emeryturze, ale jak sam mówi, czynnej. Nie wyobraża sobie takiej sytuacji, w której nie odwiedziłby swoich podopiecznych na ważnym turnieju czy meczu kontrolnym. Sport zawsze odgrywał w jego życiu ważną rolę, choć nie zawsze było tak łatwo. Byli jednak ludzie, którzy zawsze wyciągali do niego pomocną dłoń i wspierali w trudnych chwilach – Przede wszystkim chciałem podziękować mojej żonie, moim rodzicom, wychowawcom, trenerom, rodzicom dzieci, którym organizowałem turnieje, a dzięki ich pomocy i zrozumieniu było na prawdę łatwiej – podsumował Stanisław Samiec.


POWIĄZANE ARTYKUŁY