LUBIN. – Była cała blada, czułem, że jest zdenerwowana. Rozmawialiśmy o problemach w szkole. W międzyczasie zadzwonił telefon. Słuchawkę trzymała w lewej ręce, a prawą szukała czegoś na biurku. Mówiłem dalej. Odwróciłem się na chwilę, bo miałem wrażenie, że ktoś wchodzi do gabinetu. Wtedy poczułem straszny ból. Wbiła mi nóż w brzuch – nauczyciel matematyki i informatyki Wacław Gniewek, podobnie jak dyrektorka szkoły na tzw. zakręcie, z otwartą przyłbicą opowiada o wydarzeniach z 16 listopada.
Mężczyzna zadzwonił do naszej redakcji. Poprosił o spotkanie, by przedstawić swoją wersję wydarzeń. Jak tłumaczył, jest zaniepokojony pojawiającymi się w mediach jednostronnymi relacjami.
– Od kilku miesięcy mieliśmy problemy z komputerami w pracowni informatycznej, tego dnia chciałem przypomnieć dyrektorce o obiecanej naprawie sprzętu – tak Wacław Gniewek tłumaczy swoją niezapowiedzianą wizytę u dyrektorki.
– Podczas rozmowy podkreśliłem, że nie podoba mi się jej zarządzanie placówką. Zapowiedziałem, że pójdę w tej sprawie do urzędu miejskiego i powiadomię media – relacjonuje mężczyzna. – Widziałem wtedy, że zbladła i kiedy się odwróciłem krzyknęła do mnie: „Nigdzie nie pójdziesz!” – wspomina nauczyciel. – Poczułem ból i złapałem się za brzuch, w który wbity był nóż – dodaje.
Podczas rozmowy z nami nauczyciel opowiadał też o szczegółach tego zajścia. O tym, że w międzyczasie do gabinetu weszła jego żona, sekretarka szkolna. To ona – jak zapewniał Wacław Gniewek – wyciągnęła nóż z jego brzucha i zadzwoniła na pogotowie. Mówił też, że dyrektorka chciała wyjść z pokoju, ale zraniony pedagog ją odepchnął. Zanim pojawiła się policja, miała też podejść do zlewu i zacząć myć ręce.
Podczas autoryzacji dziennikarskiego tekstu, Gniewek nie chciał już, by publikować tych informacji, jako jego wypowiedzi. Zwyczajnie je usunął.
Nauczyciel wspomina za to o konkursach na dyrektora szkoły, kiedy to był kontrkandydatem Beaty Grzelińskiej. Tuż po zdarzeniu wiele mediów sugerowało, że właśnie to mogło być przyczyną tragedii, do której doszło w sekretariacie.
– Po przegranej pogratulowałem dyrektorce. Nie było między nami konfliktu, ale swoimi posunięciami organizacyjnymi i kadrowymi wyraźnie dawała odczuć swoje niezadowolenie wobec mojej osoby oraz w stosunku do pracowników szkoły, którzy wspierali moją kandydaturę – zaznacza.
Poszkodowany przedstawił nam też dokument z oględzin lekarskich, wykonany przez specjalistę z zakresu chirurgii. – Z badania wynika, że pacjent jest praworęczny, a więc jest mało prawdopodobne, by rana kłuta – przenikająca lewe podbrzusze – była samouszkodzeniem – relacjonuje Wacław Gniewek.
– Wynik badania przedmiotowego oraz dokumentacja lekarska świadczą z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że obrażenia są następstwem działania osób trzecich, a nie skutkiem samouszkodzenia – cytuje nauczyciel.
►/aktualnosci,17335,dyrektorka_wraca_do_pracy_.html