Byli już między innymi w Indiach, Nepalu i Bangladeszu, a ostatnio odwiedzili Singapur. Trzech młodych chłopaków, wśród których jest jeden lubinianin Mariusz Demianicz, konsekwentnie realizuje swoje marzenie i próbuje okrążyć świat. Po drodze spotykają ciekawych ludzi i przeżywają dziwne, czasem sympatyczne, czasem trochę straszne przygody.
W Singapurze młodzi podróżnicy spodziewali się niesamowitych widoków, sądzili bowiem, że nie bez powodów jest on nazywany azjatyckim Monte Carlo. – Myśleliśmy, że będzie ociekać przepychem – mówią zgodnie wędrowcy. Jednak chłopacy nieco się zawiedli.
– Dzielnicy biznesu, gdzie znajduje się Marina Bay, rzeczywiście robi duże wrażenie i uwidacznia bogactwo jakie zostało tu zainwestowane. Jednak poza tym Singapur nie miał wiele do zaoferowania – relacjonuje Mariusz Demianicz. – Pięknie oświetlone i potężne hotele, przed którymi ustawione są najlepsze auta czy widok niesamowicie oświetlonego kasyna, którego kształt przypomina trzy wieże na których zamieszczono deskę surfingową to tylko jedne z niewielu ciekawych budowli. Kolorowo oświetlone mosty, figurki z brązu, czy w końcu symbol Singapuru, jakim jest pół-lew, pół-ryba, to miejsce przy których gromadzi się sporo turystów – dodaje.
W Singapurze podróżnicy ponownie skorzystali z couchsurfingu – portalu zrzeszającego osoby podróżujące, każdy, kto korzysta z gościnności, musi potem przyjąć do siebie innych podróżników zrzeszonych na portalu. Zamieszkali u Dana.
– Gdy dotarliśmy na miejsce, nie było go w domu, ale zostawił nam klucze pod wycieraczką, toteż już po chwili mogliśmy się rozgościć w mieszkaniu, korzystając z wielu dobrodziejstw, a szczególnie z upragnionego prysznica – opowiada Mariusz. – Dan wrócił późno wieczorem, jednak ucieszony naszym widokiem, na rzutniku wyświetlił nam prezentację odnośnie miejsc wartych zobaczenia oraz sposobie dotarcia do nich – dodaje.
Kilka razy chłopaków podczas podróży zmoczył deszcz. Trafili na monsunową ulewę. – Dopadł nas już na samym początku wizyty – wspomina lubinianin. – Trzeba przyznać, że podróż w warunkach monsunowych w pewnych momentach bardzo dokuczała.
Z Singapuru chłopcy ruszyli do Malezji, przez którą chcieli dostać się do Tajlandii. Na sposób podróży wybrali właśnie autostop. Jechali między innymi w pięć osób z plecakami malutkim tico, który w bagażniku miał butle z gazem. Podwozie samochodzika tego nie wytrzymało.
– Ci, którzy chcieli nam pomóc i podwieźć, chyba nie będą tej przejażdżki wspominać najlepiej – martwi się lubinianin.
I choć na granicy tajlandzkiej polscy podróżnicy zostali zawróceni po wizy, to w końcu udało im się przekroczyć granicę i znaleźli się w Tajlandii. Swoje przygody opiszą w kolejnym mailu, który obiecali wysłać do naszej redakcji już wkrótce.
Strona trójki wędrowców to: wstronemarzen.wordpress.com