50 lat żeńskiego szczypiorniaka: Historia Anety Piekarz

1203

Jest  lubinianką i odkąd pamięta, sport jeszcze w szkole podstawowej był dla niej zawsze ważny. Spośród wielu dyscyplin Aneta Piekarz wybrała piłkę ręczną i jak podkreśliła w naszej rozmowie, nigdy innego by nie wybrała. Wracamy do naszego historycznego cyklu „50 lat żeńskiego szczypiorniaka w Lubinie”, gdzie przedstawiamy historię osób związanych z sekcją. W następnym odcinku przygotowaliśmy niespodziankę. Wywiad z pierwszymi zawodniczkami lubińskiego szczypiorniaka.

Ważnymi osobami w jej sportowym życiu byli Julian Krasiński, Witold Nieradko, czy Zofia Janusz, a z klubem święciła historyczne sukcesy, jak zdobycie pierwszego Pucharu Polski i mistrzostwa kraju w sezonie 2010/2011. Aneta Piekarz ze szczypiorniakiem miała do czynienia już w szkole podstawowej.

Aneta Piekarz: Chodziłam do szkoły numer jedenaście i tam jednym z najlepszych nauczycieli wychowania fizycznego był pan Julian Krasiński. Był także Krzysztof Szczepaniak, a obok miałam szkołę dziesiątkę, gdzie z kolei trenował pan Witold Nieradko, więc tak naprawdę to przy nim się wychowałam. Chodziłam tam do klasy 1-3 i na wychowaniu fizycznym byłam zanadto pobudliwa. Po prostu każda dziedzina sportu mi wychodziła. Lubiłam grać w koszykówkę, piłkę nożną, a także piłkę ręczną. Graliśmy też dużo w palanta. W trzeciej klasie w jedenastce utworzono nabór do klasy o poszerzonym profilu wychowania fizycznego. To była ogólnorozwojówka, a nie typowo piłka ręczna. Pan Krasiński tworzył klasy, w których dobierał po testach sprawnościowych zawodniczki. Było w tej klasie piętnaście dziewczyn i piętnastu wyselekcjonowanych chłopców przez pana Szczepaniaka, bo on zajmował się sekcją męską. Mieliśmy o cztery wychowania fizyczne więcej od pozostałych dzieci. Na pierwszych lekcjach na hali, jako czwartoklasiści, to od razu dostrzegł mnie pan Krasiński. Miał zespół z dwóch roczników wyżej tam, gdzie była Kaja Załęczna, ale rocznik wyżej była Kasia Brzozowska i trafiła do ekstraklasy na pół sezonu. Pomału trenowała ze starszym rocznikiem. Założono ligę międzyszkolną, gdzie jedenastka zawsze walczyła z dziesiątką o pierwsze miejsce w Lubinie. Później doszła trójka z panem Kowalskim. To są trenerzy, których pamiętam z tych pierwszych lat trenowania.

Przejście do klubu MKS Zagłębie Lubin.

Aneta Piekarz: Chyba zostałyśmy jedynym rocznikiem, który otworzył pan Witold Nieradko. Była to druga liga piłki ręcznej, także poszłyśmy tam w ósmej klasie. Zaczęłyśmy mieć swoje pierwsze treningi na sali przy ulicy Legnickiej. Utworzył zespół ze szkoły numer trzy, dziesięć i jedenaście. W liceum kadra zaczęła się nieco wykruszać, bo jednak każdy zaczął patrzeć w nieco inną stronę, jeśli chodzi o przyszłość. W ósmej klasie byłyśmy silne. Wywalczyłyśmy mistrzostwo Dolnego Śląska. W drugiej lidze byłyśmy bardzo wysoko, ale nie mogłyśmy awansować ze względów finansowych. Grałyśmy z Dzierżoniowiem czy Chojnowem, a także Legnicą.

Pierwsze meczowe emocje.

Aneta Piekarz: W regularnych rozgrywkach były już inne emocje, to nie SKS. Było piętnaście wyselekcjonowanych zawodniczek z Lubina, ale także Chocianowa czy Głogowa. Ogólnie kadra z naszego regionu. Jeden dzień wolny w tygodniu, pozostałe treningi i mecz ligowy w weekend. Na sali przy ulicy Legnickiej zawsze było dużo ludzi na trybunach, a motywacją, choć także stresem, aby wypaść dobrze była obecność rodziny. Mama rzadko przychodziła na mecze, bo nie mogła patrzeć jak upadam na parkiet, a tata zdecydowanie był na większości spotkań. Wracał do domu i z emocjami opowiadał mamie. Lubin był bardzo silnym ośrodkiem piłki ręcznej. Później Chojnów był również dobrą ekipą i raz nas zaskoczył i dał nam popalić.

Pierwszy kontakt z seniorskim zespołem najwyższej klasy rozgrywkowej.

Aneta Piekarz: Seniorki były w moim czasie grania bardzo niedostępne. Kiedy tylko mogłyśmy to przychodziłyśmy na ich spotkania. Przyjeżdżały na mecz, a po jego zakończeniu schodziły z parkietu i do szatni nikt nie mógł z nimi porozmawiać za bardzo. Dla mnie to był bardzo duży przeskok, jeśli mówimy o przejściu do seniorskiego składu. Zetknęłam się z drużyną przy końcówce ósmej klasie. Trener Jezierski zapraszał mnie na zajęcia, ale tylko od poniedziałku do środy, kiedy dziewczęta miały ogólnorozwojówkę. Wracałam później do swoich spotkań w drugiej lidze. Trener Jezierski zaczął nam, młodym zawodniczkom coraz większą okazję do gry. Większość swoich zawodniczek miał w kadrze narodowej. Trening z takimi zawodniczkami to zupełnie inny poziom gry. Inny chwyt, czy podanie. Siła u dziewczyn była niesamowita. Jak się nie skupiłaś dobrze, to oberwałaś piłką w twarz. Moja przygoda, tak zupełnie z seniorskim zespołem zaczęła się w okresie wakacyjnym. Przyszłam w tym czasie, kiedy trener Bożena Karkut przejęła zespół po trenerze Jezierskim w listopadzie w 2000 roku. Pewnego dnia odebrałam telefon z klubu. Zadzwonił do mnie pan Jerzy Szafraniec i zaprosił mnie na treningi do ekstraklasy i obóz jest za tydzień i czy ja chciałabym już trenować wyłącznie z seniorkami. Podpisałam pierwszy kontrakt, ale z racji niepełnoletności, bo miałam siedemnaście lat, to było to takie stypendium.

Seniorski zespół wzorem dla młodego pokolenia.

Aneta Piekarz: W lubińskim zespole grała Basia Kurek. To była wspaniała zawodniczka i cudowny człowiek. Opiekowała się młodszymi piłkarkami. Dużo nas uczyła i nam pokazywała. To był zespół wicemistrzyń Polski, więc już naprawdę mocno przyglądałyśmy się im i imponowały nam. Zagłębie zawsze było wysoko, więc na każdej pozycji miałyśmy na kim się wzorować.

Dużo wyrzeczeń.

Aneta Piekarz: Potrafiłam wyjechać w piątek i wrócić w niedzielę rano, przepakować się na poniedziałek, aby wrócić w środę wyprać rzeczy i już w czwartek jechałyśmy na kolejny mecz. Czasami zobaczyłam się z dzieckiem tak naprawdę po dwóch tygodniach. To duża reorganizacja życia prywatnego, bo prócz spotkań ligowych, a wtedy było trzynaście drużyn, dochodzą także mecze międzynarodowe w europejskich pucharach czy inne turnieje.

Swoje miejsce na parkiecie.

Aneta Piekarz: Pozycja skrzydłowej wyklarowała mi się dopiero później. Nie mam wzrostu, a także byłam drobną zawodniczką. Trenerka postawiła mnie na lewe skrzydło, choć nie miałam ujednoliconej pozycji, bo byłam też na prawym skrzydle, a czasami na rozegraniu. Czasami, kiedy brakowało kogoś na innej pozycji to też tam weszłam, choć w juniorskich zespołach zawsze byłam środkową.

Europejskie Puchary.

Aneta Piekarz: To jest coś, co warto przeżyć! To wyjazdy i one są już piękne. Byłam w Macedonii, Serbii. Raczej nie wybiorę się tam na wakacje z rodziną, albo nie będę miała takiej okazji, a pani trener zawsze starała się robić tak, aby wyjeżdżać wcześniej, aby nieco pozwiedzać. Była więc jednodniowa wycieczka i sport. Azerbejdżan, Hiszpania, a do tego Dania czy Norwegia, gdzie miałyśmy zawsze ciężkie mecze.

Aneta Piekarz: Samo granie to emocje nie do opisania, a dodatkowo ósmy zawodnik na boisku, a więc kibice, którzy zawsze za nami wszędzie jechali.

Pierwszy Puchar Polski w 2009 roku i pierwsze mistrzostwo Polski, gdzie w rundzie zasadniczej zespół wygrał 21 spotkań i przegrał tylko jedno.

Aneta Piekarz: W 2009 roku nie zdobyłyśmy mistrza Polski, ale zdobyłyśmy Puchar Polski. To tylko dwa osiągnięcia w Polsce, o które walczymy. Pierwszy Puchar Polski dla klubu był rzeczą wyjątkową. Samo granie to emocje nie do opisania, a dodatkowo ósmy zawodnik na boisku, a więc kibice, którzy zawsze za nami wszędzie jechali. Tworzyli dla nas otoczkę drugiego domu. Z nimi świętowaliśmy, jak i z włodarzami miasta. Nawet wtedy, kiedy mieliśmy czwarte miejsce to kibice nigdy nas nie opuścili. Sezonu 2010/2011 nie zapomnę do końca życia. Coś pięknego. Zaczynałyśmy w dwadzieścia pięć osób. W ciągu sezonu było nas ledwie dziewięć na treningu, bo był to bardzo ciężki sezon. Nie dość, że mistrz Polski, Puchar Polski i europejskie puchary, a dodatkowo kadrowiczki. Dosłownie dwadzieścia cztery na dobę na boisku. Do tego ciężkie mecze. To nie było tak, że my te dwadzieścia jeden spotkań wygrałyśmy dziesięcioma do przodu bardzo pewnie. Bardzo dużo z nich było dwoma czy trzema bramkami. Organizm pokazał w połowie sezonu, że jest wycieńczony. Jedna zawodniczka odpadała, ale miała świetną zmienniczkę.

Finał fazy play-off. Pięć niezwykle dramatycznych spotkań, z heroicznym poświęceniem i piękną puentą w Szkole Podstawowej nr 14 w Lubinie!

Aneta Piekarz: Odebrałyśmy złoty medal u siebie na parkiecie szkoły podstawowej numer czternaście. To coś najpiękniejszego. Dostać medal w Hali Globus, a dostać na własnym parkiecie to dwie zupełnie różne kwestie! Piąty mecz wygrałyśmy u siebie i u siebie odebrałyśmy złoto. Zdobyłyśmy go nie grając jedną siódemką, tylko wszystkimi na czele ze sztabem szkoleniowym. Każda oddała swoje zdrowie na boisku stu dwudziestu procentach! Miałyśmy zawsze ambicje. To coś, co ma sportowiec zawodowy. Trzeba to kochać! To właśnie najpiękniejsze. Idziemy na trening robić to, co kochamy.

Przyjaźnie do końca życia!

Aneta Piekarz: Jeżeli nie będziemy rodziną tworzącą dom sportowy, taki drugi dom, to nic tego nie będzie. Każda ma sobie pomagać i tak faktycznie było. To nie indywidualny sport. Każdy jest od siebie zależny. Liczy się każdy. Co by było, gdybyśmy spotkały się po dwudziestu latach od zdobycia mistrzostwa Polski? To ja odpowiem tak, że już po pięciu sezonach przyjechała nas odwiedzić Nani (Vanessa Jelić, przyp. red.) i była tutaj tydzień i miała kogo odwiedzić, miała gdzie zjeść czy spać. Tak wszystkie się traktujemy. Czy to my pojechałybyśmy do Francji, byłoby tak samo. Jednym słowem dom piłki ręcznej. Każda piłkarka walczy ze sobą na parkiecie, ale poza nim są wyjątkowe więzi na zawsze.

Koniec kariery, ale nie przygody ze sportem.

Aneta Piekarz: Przychodzi moment, że trzeba podjąć inne decyzje w życiu. Byłam zdrowa, bo przez całą karierę podkreślę nie miałam kontuzji. Poza skręceniem łokcia to nie miałam nic poważnego. Bardzo chciałam mieć drugie dziecko i byłam już też w takim momencie, że osiągnęłam w życiu sportowym wszystko co chciałam. Zawsze kibicuję dziewczynom zarówno na trybunach, jak i przed telewizorem. Jestem dumna, że wychowałam się w tym klubie. Jestem wdzięczna klubowi i władzom klubu. Wzięli mnie, jako dziewczynkę spod rąk rodziców i zawsze miałam schronienie w tym klubie. Teraz dalej gramy dla MKS Zagłębia Lubin, ale z innej perspektywy. I ten ostatni Puchar Polski ja też wygrałam, choć wiem, że mi się on nie należy, ale tak mocno zawsze to przeżywam, jakbym była z dziewczynami dalej na parkiecie. Boję się tylko momentu, w którym wymieni się cały zespół i nikogo nie będę znała, ale dalej będę im kibicowała.

Z Anetą Piekarz rozmawiał Mariusz Babicz.


POWIĄZANE ARTYKUŁY