Stare ubrania – nielegalny, ale świetny biznes

539

Są jak plaga. Rozstawione w wielu punktach miasta, często zamieniają się w dzikie wysypiska śmieci. Wracamy do tematu kontenerów na ubrania. Jak się okazuje, problemem jest nie tylko to, że wokół pojemników porozrzucane są ubrania. Kontenery stały się sposobem na zarobek i to na dodatek nielegalny.

Beżowe, zielone, stalowe – blaszane pojemniki na dobre wpisały się w krajobraz osiedli. I trudno je stamtąd usunąć. Przeważnie w kolorze kremowym, oklejone naklejkami przeróżnych fundacji, utarły się w naszej świadomości jako pomoc dla potrzebujących. Czy taka jest prawda? Niekoniecznie. Poruszany przez nas temat okazał się wielowątkowy i ujawnił nieetyczny biznes.

Zaniedbane kontenery odstręczają mieszkańców, a porozrzucane bezładnie ubrania, poniewierają się po podwórkach. Miasto przyjrzało się dokładnie pojemnikom na odzież. Przeprowadzony remanent ujawnił wiele nieprawidłowości. Owszem – część pojemników jest starannie oznakowana i stoi w wyznaczonych miejscach. Jednocześnie okazało się, że aż 160 kontenerów w naszym mieście stoi nielegalnie.

Miejscy urzędnicy ustalili już właścicieli 100 nielegalnych pojemników. Wysłano do nich pisma ponaglające, a właściciele mają 7 dni na usunięcie kontenerów. A co z pozostałymi 60? Nie mają żadnych naklejek ani oznakowań, więc nie wiadomo do kogo należą. – Opuszczone kontenery usuniemy we własnym zakresie, dbając o estetykę i porządek w mieście. Pojemniki są nieestetyczne, a poza tym postawiono je nielegalnie. Do wiosny będzie porządek – informuje Jacek Mamiński, rzecznik prezydenta Lubina.

O interwencję w spawie kontenerów wielokrotnie zgłaszali się do nas Czytelnicy. – Te pojemniki są przepełnione, ubrania są porozrzucane dookoła. Jak to wygląda?! – denerwują się lubinianie.

Jak odnoszą się do tego sami zainteresowani? Zadzwoniliśmy do kilku fundacji, których pojemniki stoją w naszym mieście nielegalnie. Ewa Pośpiech, prezes Fundacji Pomocy Dzieciom Radość Serca, zapewnia, że sama poprosiła miasto, by wskazać jej miejsce, gdzie może legalnie postawić kontenery. – Pojemniki naszej fundacji są regularnie opróżniane, przejrzyście oznakowane i nie szpecą osiedli – mówi Ewa Pośpiech, dodając też, że liczy na pomyślne wydzielenie miejsca.

W innej firmie usłyszeliśmy, że kontenery stoją w niewłaściwych miejscach, bo… zawinił czynnik ludzki. – Nie jesteśmy właścicielami kontenerów, wydzierżawiamy pojemniki kierowcom. Kierowcy podpisują umowy i to oni odpowiadają za rozmieszczenie kontenerów. Zdarza się, że granica działki przebiega kilka metrów dalej i stąd nieporozumienia – twierdzi Ewelina Różycka z EcoTextil.

Wielu mieszkańców zwraca też uwagę, że oddając ubrania do kontenerów wcale nie pomagamy potrzebującym, ale napędzamy dobrze prosperujące biznesy. – Te ubrania są sprzedawane do lumpeksów. My oddajemy kurtkę, licząc, że pomożemy komuś przetrwać zimę, a ktoś inny świetnie na tym zarabia – uważa jeden z lubinian.

Jak jest faktycznie z tą pomocą? Jeśli wydaje nam się, że nasz sweter trafi w ręce potrzebującej osoby – możemy się mocno przeliczyć. Gdy zapytaliśmy starszego mieszkańca, który mocował się z jednym z takich kontenerów, dokąd trafią wrzucane przez niego spodnie, bez cienia wątpliwości odparł – do Czerwonego Krzyża. Niezupełnie. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy, że oddane przez nas rzeczy jadą do sortowni, by później odsprzedać je dalej.

Pojemniki na ubrania to biznes jak każdy inny, tyle że ocieplony wizerunkiem pomocy humanitarnej. Jedne fundacje rozmawiały z nami chętniej, inne mniej, niektórzy właściciele mimo próśb, nie chcieli się przedstawić, ale zgodnie przyznają – ubrania w lepszym stanie są po prostu sprzedawane. – Te markowe, niezniszczone idą na sprzedaż. Fundusze, które pozyskujemy częściowo stanowią nasz zysk oraz przeznaczane są na zakup sprzętu rehabilitacyjnego, np. rowerów dla osób niepełnosprawnych – opowiada Ewelina Różycka z EcoTextil. Jak dowiedzieliśmy się z odzieży bardzo zniszczonej także da się wycisnąć pieniądz. – Takie ubrania zostaną przerobione na tzw. czyściwo i trafią do fabryk – dodaje Różycka.

Właściciele fundacji sprzedaż ubrań na rynku wtórnym tłumaczą tym, że muszą jakoś opłacić pracowników – kierowcy czy osoby, które sortują odzież też muszą dostać wynagrodzenie. Paliwo kosztuje – mówi Ewa Pośpiech.

O tym czy umieścimy kolejną paczkę ubrań w kontenerze – zdecydujmy sami. W komentarzach pod poprzednią publikacją i na Facebooku Czytelnicy radzili, że jeśli chcemy faktycznie pomóc i mieć pewność, że nasze rzeczy trafią w ręce najuboższych – zawieźmy je osobiście, nie trzeba daleko szukać, choćby do Domu Samotnej Matki w Ścinawie.

Fot. UM Lubin


POWIĄZANE ARTYKUŁY