– Tylko siły natury są w stanie zweryfikować rzeczywisty poziom bezpieczeństwa górników – uważa Wyższy Urząd Górniczy. Lubin należy do grona szczęśliwców. Ostatnie wypadki w KGHM pokazują, że sprzęt, na którym na co dzień pracują górnicy Polskiej Miedzi, jest w stanie przetrzymać parcie nawet wyjątkowo ciężkich głazów.
Lubinianinie zapewne pamiętają wydarzenie sprzed kilku tygodni, kiedy w wyniku wstrząsu w kopalni Polkowice-Sieroszowice zasypany został górnik. Pracownik, uwięziony niemal kilometr pod ziemią, schronił się w kabinie ładowarki, którą obsługiwał. Ratownikom udało się do niego dokopać po niemal pięciu godzinach.
– Rzeczywiście miał ogromne szczęście – potwierdza Edyta Tomaszewska, rzecznik prasowy Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach. – Mimo że został przysypany dużymi głazami, obrażenia, które odniósł, były lekkie i nie zagroziły jego życiu – dodaje.
Dokładna analiza okoliczności tego wypadku pokazała, że życie górnika uratowała maszyna, w której przebywał. Ładowarka miała na tyle wytrzymałą kabinę, że zdołała udźwignąć ciężkie głazy.
– Przy konstruowaniu naszych maszyn, zawsze ogromną wagę przywiązujemy do tego, by zapewniały jak największe bezpieczeństwo swoim użytkownikom – mówi Bogusław Tarnawczyk, główny konstruktor w polkowickim ZANAM-LEGMET. – Z ogromną radością i dumą przyjęliśmy informację, że nasza ładowarka zdała egzamin w tak ekstremalnych warunkach – nie ukrywa.
Jak wskazuje kierownictwo firmy, zanim maszyna opuści fabrykę, na obowiązkowych testach badana jest wytrzymałość jej kabiny. Zgodnie z wymaganiami norm górniczych, powinna sprostać uderzeniu o energii 60 kJ. Odpowiada to masie 1 tony zrzuconej z wysokości 6 metrów, bądź masie 6 ton opuszczonej z wysokości 1 metra.
Dotychczas w polkowickiej firmie wyprodukowano kilkanaście egzemplarzy ładowarki LKP-0903. Pracują w one we wszystkich zakładach górniczych Polskiej Miedzi. Pracują także w podobnych przedsiębiorstwach w Rosji i Estonii.