Właściciele ogrodów działkowych „Pod akacjami” stanęli przed nie lada problemem. Ktoś sukcesywnie podrzuca im psy, które ze względu na trudności ze zdobyciem pożywienia dziczeją i stają się coraz bardziej agresywne.
– Już od dawna z tym walczymy. Ktoś pozbywa się problemu i nas nim obarcza – mówi Eugeniusz Pszczoła, prezes zarządu działkowiczów, wskazując na trzy dorosłe psy z sarnimi kośćmi w pyskach.
Szukając pożywienia psy zagryzły już dwie sarny. O dzikie zwierzęta nietrudno, bo działki – położone tuż przy drodze na Ścinawę – otoczone są laskiem.
– Ja tych saren nie widziałem, bo przez zimę nie przyjeżdżałem na działkę zbyt często, ale proszę zobaczyć na te kości – pan Eugeniusz wskazuje na zaśmiecone alejki.
Ludzie obawiają się, że psy mogą być dla nich zagrożeniem. Skoro zaatakowały dzikie zwierzęta, mogą też być agresywne wobec człowieka.
– Niebawem rozpocznie się sezon działkowców. Ludzie coraz więcej czasu będą spędzać w ogródkach z dziećmi, zwierzętami domowymi i może dojść do jakiegoś nieszczęścia – obawiają się działkowicze.
Zwykle bezpańskimi psami zajmują się urzędnicy miejscy, którzy z pomocą straży miejskiej odławiają zwierzęta. W tym przypadku, urzędnicy bezradnie rozkładają ręce.
– Działki są ogrodzone i mają swój zarząd. Właściciele ogródków płacą składki i z tych środków mogą na przykład opłacić umieszczenie zwierząt w schronisku. My jedynie możemy pomóc poprzez podanie adresów, czy numerów gdzie są wolne miejsca dla zwierząt, ale nie mamy funduszy na wyłapywanie psów z terenów prywatnych – wyjaśnia Monika Lipa z lubińskiego magistratu.
Działkowicze nie chcą jednak płacić, skoro psy nie należą do nich. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że bezpańska suka niedawno się oszczeniła. Małe znalazły schronienie na działce nr 108. Właściciel tej posesji zmarł w ubiegłym roku. Być może pomogą nasi Czytelnicy. Na działce przybywają co najmniej dwa szczeniaki.