Lubinianie spędzili w parku Leśnym cały weekend. Postarali się o to pracownicy Muzeum Historycznego, którzy przygotowali trzydniową Noc Muzeów pod hasłem „100. rocznica obrony Europy przed komunizmem”. O tym, jak powinno wyglądać muzeum w XXI w. i co jeszcze wydarzy się w tym parku, opowiada Marek Zawadka, dyrektor lubińskiego Muzeum Historycznego.
Za nami Noc Muzeów poświęcona bitwie warszawskiej. „Przyzwoicie” to chyba najbardziej powściągliwe określenie, jakie się pojawiło w komentarzach do tego wydarzenia. To znaczy, że się udało?
Nie lubię mówić, że coś wyszło wspaniale. Zawsze przecież można zrobić coś lepiej. Dla mnie „przyzwoicie” oznacza już kategorię piątki z plusem. W ogóle plan na tę imprezę był inny – miało być z większym rozmachem, z wojskowymi paradami, orkiestrami dętymi – zagranicznymi, ale grającymi polską muzykę. Ale przyszedł koronawirus…
Można powiedzieć, że wszystko cały czas stało pod znakiem zapytania. Teoretycznie mogliśmy przecież z dnia na dzień dostać status „czerwonego” powiatu i zakaz organizowania imprez masowych.
Na to nie mamy wpływu, ale oczywiście byłoby szkoda całej roboty – prace nad tą Nocą Muzeów zaczęliśmy już dwa lata temu. Wtedy wszyscy rekonstruktorzy byli już rozchwytywani i trudno było z nimi coś ustalić. Można zatem powiedzieć, że trochę nam ta epidemia pomogła, bo stała się dla wielu wygodnym pretekstem, żeby nic nie robić. Dzięki temu rekonstruktorzy byli łatwiej dostępni, bo w tym roku mieli niewiele okazji do zaprezentowania się. Cieszę się też, że dotarł do nas czołg, bo okazał się dużą atrakcją.
Uznałem, że to ostatnia wielka rocznica w moim życiu, więc trzeba było po prostu ją zrobić. Ale nie sądziłem, że całość nabierze takiego rozmachu. Wszystko zagrało, nawet pogoda, i okazało się, że w tym parku jest potencjał. Że można zrobić coś w miarę skromnie, a jednak z dobrym efektem. Jednym słowem, przyzwoicie.
Ten efekt to nie tylko zasługa rekonstruktorów w mundurach, ale też pracowników Muzeum Historycznego. Pochwały sypią się też pod ich adresem.
To są ludzie, którzy zjedli zęby na organizacji imprez. Organizowaliśmy przecież festiwale kwiatów i piwa, Dni Lubina, Muzykę z Oblężonego Miasta, Mistrzostwa Europy w Badmintonie. Pod względem takiego doświadczenia to jeden z lepszych zespołów w kraju. Noc Muzeów wyszła na tyle dobrze, że teraz trzeba się poważnie zastanowić, co zrobić, żeby kolejna impreza była co najmniej tak samo dobra i nie popaść w rutynę.
Zazwyczaj jednak nie widzieliśmy ich, schowanych na zapleczu. Tym razem było inaczej – stali się częścią tej żywej historii.
Tak, bo pracownicy muzeum też tworzą grupę rekonstrukcyjną. Ich stroje pokazują czasy Wielkiej Wojny lub bitwy o Anglię. Oni też wciąż się uczą „robienia muzeum”, co jest bardzo specyficzną pracą. Klasyczne muzeum, w którym w kapciach wędrujemy od sali do sali, to już przeszłość. Nasze wystawy są wielkoformatowe po to, żeby zwrócić uwagę widza. Nikt nie studiuje już plansz zapisanych drobnym drukiem. Jeśli uda nam się kogoś zaciekawić, to resztę sobie doczyta w Wikipedii albo włączy jakiś kanał historyczny. Gdy ludzie zobaczą flagę poświęconą jakiejś osobie, to jest szansa, że potem sprawdzą, kto to był. I w tę stronę będziemy podążali.
Czy będzie w parku miejsce na historię samego Lubina?
To miejsce już jest, w ratuszu. Ale proszę być spokojną, w ciągu dwóch tygodni pokażemy dwie inne rzeczy, które już zrobiliśmy. Pięć kolejnych jest w opracowaniu. Mam tu na myśli dużą serię wydawniczą poświęconą właśnie historii Lubina po 1945 r. Mam nadzieję, że w ciągu roku wydamy opracowaną wersję „Przyczynków do historii miasta Lubina” Konrada Klosego. Chcemy też wydać 45 tomów „Roczników lubińskich” – każdy po 150 – 300 stron, w których znajdą się relacje z dokumentów i gazet. Ma to być dynamiczne, ciekawe i oczywiście dostępne także w wersji elektronicznej. Niebawem ogłosimy też kilka tytułów o początkach samorządu. Zaczynamy pracę nad publikacją o początkach „Solidarności”. Sądzę, że po 40 latach od Zbrodni Lubińskiej powinniśmy już mieć jej nową monografię, w uwspółcześnionym wydaniu.
Myśleliście o Zbrodni Lubińskiej przedstawionej w formie żywej historii?
Raz zrobiliśmy rekonstrukcję i nie chcę tego powtarzać. To jest zbyt świeże, wywołuje zbyt silne emocje. Obchody bitwy warszawskiej pokazały, że my jeszcze nie do końca uporaliśmy się z historią sprzed stu lat.
Nie potrafimy cieszyć się z tego, że mamy swój kraj?
Straszliwie brniemy w romantyczną martyrologię. Nie potrafimy oddzielić bohaterstwa ludności cywilnej od głupoty osób podejmujących decyzje. Fetujemy 1 września 1939 roku, który był przecież prawdziwym dramatem. Nie mogę zrozumieć, że nie szukamy pozytywów i nie chwalimy się nimi. Bitwa warszawska naprawdę zmieniła losy świata, bo gdyby komunistyczna rewolucja dotarła do Europy Zachodniej, nie byłoby żadnego paktu Ribbentrop-Mołotow, Stalingradu i wielu innych wydarzeń. Anglicy z bitwy o Anglię robili propagandowe halo jeszcze w czasie jej trwania, a my do dziś nie potrafimy zapromować sylwetek Polaków, którzy tam wtedy walczyli. Nie jesteśmy w stanie przejąć narracji i pokazać światu, że to my wygraliśmy Anglikom tę bitwę. My.
Dlatego tym bardziej cieszy mnie, to co robimy. Cieszę się też, że ten park staje się coraz przyjaźniejszym miejscem, w którym można bezpiecznie odpocząć. Idzie ku dobremu. Podkreślę też, że nic by się tu nie działo, gdyby nie zielone światło ze strony władz miasta, które postanowiły stworzyć kolejne miejsce, gdzie mieszkańcy Lubina mogą odpocząć i zintegrować się.
Zachowacie ten jego nieco dziki charakter?
Oczywiście! Bunkry zostały zachowane, chcemy też odrestaurować pozostałe stałe budowle. Jeśli uda nam się znaleźć środki, zrobimy jeszcze arboretum z typowo polskimi drzewami. To jednak już chyba nie za moich czasów, bo na zrobienie fajnego parku botanicznego potrzeba bardzo dużo pieniędzy.
Nie zaasfaltowaliśmy tego miejsca, nie zalaliśmy go betonem. Będzie w nim za to coraz więcej ławek, koszy, toalet. Chcemy też zbudować parking z prawdziwego zdarzenia, bo przyjeżdża tu coraz więcej osób spoza Lubina.
Pomysłów na sam park mamy dużo, a kalendarz imprez na najbliższe trzy lata jest już w zasadzie pełen.
Na co mamy się wobec tego szykować?
Na pewno na coś związanego ze Słowianami. Za pięć lat mamy też rocznicę koronacji Bolesława Chrobrego, czyli rocznicę narodzenia się polskiej państwowości i w związku z tym wydarzeniem do 2025 r. będziemy organizować – we współpracy z harcerzami – co najmniej jeden cykl rocznie, trwający dwa weekendy.
Będą też Tatarzy i wątek walki światów – cywilizacji azjatyckiej z europejską. Jedno z tych starć miało miejsce u nas. Czy rzeczywiście pod samą Legnicą, to nie jest do końca pewne. Równie dobrze mogło być bliżej Lubina.
Kusi mnie też zrobienie czegoś z Napoleonem, bo mieszkamy na terenach, gdzie on rzeczywiście przebywał. Tu też byli Prusacy, więc na pewno gdzieś się tu te dwie armie spotkały.
Teren obecnej wystawy poświęconej bitwie o Anglię w przyszłym roku zamienimy na ekspozycję poświęconą bitwie pod Tobrukiem i „Cyrkowi Skalskiego”, chcemy też oddać hołd marynarzom poległym w czasie II wojny światowej na Morzu Śródziemnym. Już szukamy rekonstruktorów. W planach mamy również pokazanie szlaku Andersa.
W przyszłym roku na pewno będzie weekend z rzemieślnictwem, począwszy od garncarstwa, budowy beczek, przez kowalstwo i robienie strzał, po produkcje piwa i wina. Mamy na to miejsce. Jeden z moich znajomych powiedział, że ten park jest taki duży, że można się w nim zagubić. To dobrze, bo to znaczy, że ludzie będą w nim długo przebywać.
Rozmawiała: Joanna Dziubek