Zamiast płacić, wywożą do lasu

33

Stare opony, rdzewiejąca lodówka, a nawet karoseria samochodu. To nie obraz wysypiska, ale malowniczego dotąd lasu w Oborze obok Lubina. Kiedyś w tym miejscu stała woda, teraz na niedzielnym spacerze można zobaczyć worki ze śmieciami.

 

Dzikie wysypiska to problem, z którym od dawna boryka się zarówno gmina Lubin, jak i nadleśnictwo. – Ciężko złapać kogoś na gorącym uczynku, i trudno też dojść, kto to robi – mówi Janusz Łucki, rzecznik gminy Lubin. – Jeśli nie znajdzie się sprawca, koszty usuwania śmieci ponosi właściciel terenu, gdzie znalazły się nieczystości – dodaje.

Niestety dopóki nie będzie oficjalnego zgłoszenia, wysypisko będzie istniało, a sterta śmieci rosła z dnia na dzień. – Musimy dostać od leśniczego notatkę z zawiadomieniem, że pojawił się taki problem – przyznaje Marcin Duszyński, strażnik leśny. – Wtedy jedziemy na miejsce i robimy tam oględziny. Sprawdzamy, czy ktoś nie zostawił po sobie śladów – wyjaśnia.

Za tworzenie dzikich wysypisk grozi kara do 500 zł grzywny, a nawet sprawa w sądzie. Sprawca jest zobowiązany też usunąć śmieci na swój koszt. Ludzie mimo to czują się bezkarni. – Chociaż każdy musi teraz mieć umowę o wywóz śmieci, nadal bezmyślnie pozbywa się ich w lesie. – tłumaczy Łucki. Oprócz zwykłych śmietników, coraz więcej jest także tych do segregacji odpadów.

– Często to nie ludzie mieszkający na wioskach zaśmiecają lasy, tylko właśnie mieszkańcy Lubina – mówi strażnik leśny. Podobne wysypisko do tego w Oborze było do niedawna na drodze z Osieka do Pieszkowa. Zainstalowano tam kamerę i problem się zmniejszył, ale mimo monitoringu, nadal pojawiają się tam śmieci. – Żeby to się skończyło, ktoś musiałby stać tam przez całą dobę i pilnować, a tak się nie da – przyznaje Marcin Duszyński z nadleśnictwa Lubin.


POWIĄZANE ARTYKUŁY