Po okresie „spijania śmietanki” – czyli świętowania mistrzostwa Polski po kilkumiesięcznej zaledwie pracy w Zagłębiu Lubin – przed Robertem Pietryszynem stanęły wyzwania godne prezesa pierwszoligowego klubu.
Najpierw – konieczność uporania się z kłopotami wewnętrznymi, czyli nieporozumieniami w szatni, skutkującymi kiepskimi wynikami. Ostatnio zaś – postępowanie dyscyplinarne, dotyczące korupcyjnej przeszłości „miedziowego” klubu. Jeszcze przez parę dni nie będziemy wiedzieć, jaką karą podsumowana zostanie niechlubna karta w dziejach lubińskiej piłki.
Z pańskiego osobistego punktu widzenia: co się takiego stało w czwartek w Warszawie?
Przekonałem się, analizując przedstawiony nam przez Wydział Dyscypliny materiał zebrany przez wrocławską prokuraturę, że udział Zagłębia Lubin w korupcyjnym procederze nie jest wcale wymysłem mediów. Oczywiście – traktując sprawę w kategoriach ilościowych – tak samych materiałów, jak i spotkań, których dotyczyły owe akta, było dużo mniej, niż wynikałoby to z wcześniejszych doniesień i spekulacji prasowych. Tym niemniej nie mogę już zaprzeczyć, że nazwa naszego klubu pojawia się kontekście korupcyjnych poczynań. I to z mocnymi dowodami.
Czy z analizy przedstawionych panu dokumentów wynika, że Zagłębie działało w pewnym systemie? Że – chcąc myśleć na przykład o awansie – musiało poddać się rygorowi kupowania meczów?
To pytanie najlepiej zadać samemu mecenasowi Michałowi Tomczakowi, bo jego wiedza o tym zjawisku jest największa.
Będę jednak nalegać. Czy – pana zdaniem, przy wykorzystaniu tej wiedzy, jaką nabył pan z materiałów – to klubowi bardziej zależało na kupowaniu meczów, czy też był wplątany w sieć, w której po prostu trzeba było uczestniczyć, marząc o awansie? Krótko mówiąc: z której strony wychodziła inicjatywa przy ustawianiu spotkań?
Z tym bywało bardzo różnie. Nie chcę jednak utożsamiać całego Zagłębia z tym procederem. W imieniu klubu – tak mogę powiedzieć – w tej materii działała w zasadzie jedna, konkretna osoba. Oczywiście od dłuższego czasu już w naszym klubie nie pracuje.
Pan generalnie ze środowiskiem piłkarskim zetknął się dopiero w roli prezesa Zagłębia. Czy kiedykolwiek wcześniej – jako przeciętny „zjadacz chleba” – podejrzewał pan, że to się odbywa właśnie w taki sposób?
Nie. I cała ta wiedza, jaką w ciągu tych minionych miesięcy nabyłem – z mediów bądź bezpośrednio z przedstawionych mi dokumentów – jest dla mnie wielkim szokiem. To wszystko tworzy bardzo smutny obraz starej polskiej piłki.
Użył pan pojęcia „starej”. W naszej piłce jednak w ostatnim czasie bynajmniej nie nastąpiła jakaś szczególna wymiana kadr… To oznacza, że wciąż jeszcze aktywnie działają ludzie, którzy byli częścią tego systemu korupcyjnego.
A przynajmniej wiedzieli o nim. Z przedstawionych mi dokumentów – a to przecież bardzo niewielki wycinek prokuratorskiego dochodzenia – wysnuwam oczywisty wniosek: korupcja nie zamykała się w gronie 5-6 osób. Świadomość jej istnienia była powszechna, i równie powszechna była tolerancja, czy wręcz przyzwolenie na nią.
Na ile – pańskim zdaniem – futbol wpisywał się w ogólny obraz „korupcyjnej Polski”, a na ile był jednak wynaturzeniem ponad „średnią krajową”? Partia, z której się pan wywodzi, walkę z korupcją wzięła na swe sztandary, więc pewnie ma pan na ten temat wyrazistą opinię.
Proszę mnie teraz w politykę nie wprzęgać, bo to ostatnia rzecz, której obecnie potrzebuję. Ja osobiście niespecjalnie się w codziennym życiu ze zjawiskiem korupcji stykałem. Może dlatego, że… z usług służby zdrowia na szczęście korzystam bardzo rzadko albo wcale, a z wymiarem sprawiedliwości nie miałem nigdy styczności .
Wszystkie strony czwartkowej rozprawy zobowiązały się do zachowania w tajemnicy zaproponowanych kar…
Jeżeli rzeczywiście wiedza owa zostanie utrzymana w zamkniętym gronie aż do czwartku – czyli dnia wydania werdyktu, to potwierdzona zostanie „zdolność honorowa” tego składu Wydziału Dyscypliny. A to – moim zdaniem – gwarantuje skuteczność jego działań w przyszłości.
Zaproponowana wam kara – w ramach dobrowolnego poddania się jej przez Zagłębie Lubin – jest adekwatna do klubowych win w korupcyjnej materii?
Nie chcę się tu wdawać w kwestie ocenne, bo jakakolwiek odpowiedź mogłaby jasno zasugerować, jakiego rodzaju sankcje nam grożą. A to mogłoby być użyte jako argument przeciwko mnie w dyskusji o dochowywaniu tajemnic.
Ale negocjacje w kwestii wysokości owej kary wciąż się toczą?
Owszem. Jestem nawet aktywnym ich uczestnikiem, choć oczywiście pomagają nam prawnicy specjalizujący się w tego typu sprawach. Mogę obiecać natomiast, że porozmawiamy szczegółowo o kwestiach wysokości kary – również w zestawieniu z sankcjami dyscyplinarnymi wobec innych klubów – po zakończeniu całego postępowania. Myślę, że Wydział Dyscypliny wyda sprawiedliwy werdykt w naszej sprawie. I w wielu następnych, bo mam pewność, że Widzew i Zagłębie to nie ostatnie kluby z pierwszej ligi, które trafią na wokandę.
Mówi pan „z pierwszej ligi”, tymczasem do tej pory karano kluby za przewiny korupcyjne popełnione w II lidze… Zresztą i łodzianie, i wy trafiliście „na wokandę” również za grzechy na „drugim froncie”.
No to uściślam: W moim przekonaniu Widzew i Zagłębie to nie ostatnie kluby, które obecnie już są w pierwszej lidze, a które trafią na wokandę.
Na ile ewentualna kara – jaka by nie była – może zatrzymać budowę profesjonalnego klubu w Lubinie? O tej budowie mecenas Tomczak w czwartek wypowiadał się z uznaniem.
Odpowiedź na to pytanie poznamy w czwartek. A raczej po czwartku, kiedy już będzie znany rodzaj i wysokość kary. W czwartek zaś może tak naprawdę zdarzyć się wszystko: od degradacji, poprzez grzywnę, po ujemne punkty. Taki jest wachlarz możliwych sankcji i… przy nim pozostańmy, znów bez wdawania się w szczegóły.
KGHM – właściciel SSA Zagłębie – będzie chciał dalej finansować klub – dajmy na to – trzecioligowy?
Wprost na to pytanie odpowiedzieć nie umiem, choć oczywiście w węższym gronie właścicielskim rozmawiamy o różnych wariantach rozwoju sytuacji. Nie wiem ze stuprocentową pewnością, jaka byłaby reakcja koncernu, gdyby orzeczono wobec nas karę degradacji o jedną czy dwie klasy. Generalnie jednak zakładam, że KGHM jest zainteresowany inwestowaniem w futbol w Lubinie, czego dowodem choćby budowa – kosztem 100 milionów zł – nowego stadionu.
Więcej w Sporcie
Fot. sportowefakty.pl