LUBIN. Za same podręczniki dla pierwszoklasisty trzeba zapłacić około 300 zł. Do tego trzeba jeszcze dokupić tornister, szkolne przybory czy strój sportowy. – Koszty to jedno, ale jak posłać dziecko do szkoły, kiedy tych podręczników nie można nigdzie dostać? – pyta oburzona mama 7-letniego Tomka.
– Przed wakacjami obiecano nam, że podręczniki będzie można zakupić w szkole. Nie biegałam więc po księgarniach, bo i po co? – opowiada mama pierwszoklasisty. – Teraz syn poszedł do szkoły i okazuje się, że o książki musimy zadbać sami. Latam więc z językiem wywieszonym na brodzie, stoję w kolejkach i ciągle coś. A to już nie ma, a to nie takie wydawnictwo. A dziecko książki musi przecież mieć – dodaje kobieta.
Co ciekawe, największy problem jest dziś ze znalezieniem podręczników do religii. – Niby mniej ważne niż książki do matematyki, ale córka ma aż dwie religie w tygodniu, więc ten katechizm też potrzebny – dodaje mama innej 7-latki. Jej córka właśnie rozpoczyna naukę w Szkole Podstawowej nr 8.
Pedagodzy bronią się, że idą zgodnie z najnowszym programem nauczania i kierują się dobrem dziecka. Stąd coraz to nowsze, ulepszane tytuły. Przez to coraz częściej dzieci nie mogą jednak przejmować podręczników od starszego rodzeństwa.
– I tak posyłając dziecko do szkoły trzeba wydać kilkaset złotych. Im dziecko starsze, tym suma robi się większa. Wolę nie myśleć co będzie, jak do szkoły pójdzie jeszcze mój młodszy syn – dodaje mama Tomka.