Wypadek w święta? Niekoniecznie 112

196

Przedświąteczne życzenia zdrowia i spokoju nie ziściły się? Nagły wypadek, zachorowanie – zazwyczaj wtedy dzwonimy na 112 i…. czekamy. Gdy mijają kolejne minuty, najczęściej zadajemy sobie wtedy pytanie: „Dlaczego to tyle trwa?” O tym, co robić, gdy podczas świąt wydarzy się wypadek, o realiach pracy ratowników medycznych oraz o przygodach na planie serialu paramedycznego rozmawiamy z ratownikiem, Tomaszem Wyciszkiewiczem.

W środku Tomasz Wyciszkiewicz. Fot. archiwum TW
Tomasz Wyciszkiewicz (w środku) Fot. archiwum TW

Jesteś ratownikiem medycznym, wykładowcą, bierzesz udział w pracach Polskiej Rady Ratowników Medycznych, działasz w związku zawodowym. Najlepiej pewnie wiesz, dlaczego na wezwaną karetkę trzeba tyle czekać?

– Niestety, zdecydowana większość naszych wyjazdów do pacjentów jest niepotrzebna. W Pogotowiu Ratunkowym w Legnicy, które działa na terenie 7 powiatów, mamy w sumie 20 karetek. W Lubinie jest ich tylko 3, w Legnicy o jedną więcej. A wezwań jest bardzo dużo i musimy być cały czas gotowi. Mamy kopalnie, w której w każdej chwili może coś się stać. Mamy bardzo niebezpieczne drogi, na których nie ma tygodnia, żeby nie było wypadku np. w Chróstniku, Osieku. W Chojnowie mamy też kawałek autostrady. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że z większością przypadłości powinni iść do lekarza. Dzwonią po pogotowie, kiedy czują się źle, bo np. od tygodnia kaszlą albo wymiotują…

Źle robią?

– Źle. Przede wszystkim przypomnijmy, że kiedy zamykają przychodnie lekarskie, w Lubinie w Medicusie na ul. Leśnej, działa nocna i świąteczna opieka zdrowotna. Od poniedziałku do piątku w godzinach od 18 do 8 dnia następnego oraz całodobowo w soboty, niedziele i inne dni ustawowo wolne od pracy, możemy tam uzyskać pomoc w sytuacjach, kiedy życie nie jest zagrożone. W ramach podstawowej opieki zdrowotnej w nocy i święta nie ma rejonizacji. Pacjenci mogą korzystać z pomocy medycznej w dowolnym miejscu. Oczywiście, jeśli zagrożone jest życie, trzeba wzywać pogotowie i to niekoniecznie dzwoniąc na 112, bo wtedy łączymy się z centralą we Wrocławiu. Oszczędzimy kilka minut wybierając 999.

Pacjenci wolą wezwać pogotowie.

– Tak, z różnych powodów. Ludzie boją się iść do lekarza, ale prawdą jest też, że mają utrudniony dostęp do lekarza pierwszego kontaktu, wiedzą, że swoje trzeba w kolejce odstać. Niektórzy myślą, że jak zabierze ich karetka, to szybciej zajmie się nimi lekarz. 

Nie jest tak?   

– Nie, nawet jak pacjent przyjedzie karetką, a jego stan nie jest pilny – też będzie czekał. A ratownicy razem z nim, aż „przejmie” go lekarz. W tym czasie karetka jest unieruchomiona. A karetek w Pogotowiu Ratowniczym jest 20, które muszą wystarczyć na Legnicę, Lubin, Polkowice, Głogów, Chojnów, Złotoryję i Jawor. Dla porównania – jeśli do wypadku wyjadą wszystkie wozy straży pożarnej, na ich miejsce wzywane są OSP. Nas, ratowników, nie ma kto zastąpić. Ludzie czerpią wiedzę o ratownikach z serialowych produkcji i są potem rozczarowani: że nie wypisujemy recept, że nie zabieramy do karetek walizek ani dodatkowych pasażerów, że w karetce nie jeździ lekarz…

Nie jeździ?

– Nie, nie ma takiej potrzeby. Nasze kompetencje są wystarczające. W podstawowym zespole ratownictwa medycznego są dwie osoby, wśród nich dwóch ratowników lub ratownik i pielęgniarka, a przynajmniej jedno z nich musi mieć dodatkowo uprawnienia kierowcy. To nie są komfortowe warunki pracy – we dwie osoby nie mamy szans przenieść np. urazowego pacjenta, ciężko jest zrobić resuscytację. W praktyce pomagają nam strażacy, a nawet przypadkowi przechodnie. W specjalistycznych karetkach jeździ lekarz, ale może to być urolog, ginekolog, a nawet okulista. Skład zespołu ratowniczego to zresztą temat na osobną rozmowę, budzi on wiele kontrowersji i prowadzi do niepotrzebnych konfliktów między ratownikami, pielęgniarkami i lekarzami.

ratownik-3

W czym jeszcze serialowa rzeczywistość różni się od waszej codzienności

– Wszystkim! Bardzo liczyliśmy, że TVP, która emituje serial „Na sygnale”, wypełni nim swoją edukacyjną misję, pokaże, na czym naprawdę polega nasza praca. Tymczasem robią nam, ratownikom, „krecią robotę”. Wbrew oczekiwaniom telewidzów, prawdziwi ratownicy nie wyważają drzwi, nie skaczą po balkonach, nie robią zakupów, nie służą za taksówki, nie walczą z podwórkowymi psami. Naszą zasadą pozostaje hasło: „Dobry ratownik, to żywy ratownik”.

Czy dlatego postanowiłeś wziąć sprawy w swoje ręce i od niedawna możemy cię oglądać w polsatowskim paradokumencie „Na ratunek 112” produkcji Tako Media?

– Trochę tak, choć to serial nie tyle o ratownikach, ile o dyspozytorach, którzy przez telefon udzielają instrukcji, jak udzielić pierwszej pomocy. Serial uczy ludzi, jak powinni postępować w razie wypadku. Producenci konsultują scenariusz z ratownikami. Kolejne odcinki emitowane są codziennie, w bardzo dobrym czasie antenowym, bo o 16.30, statystyki są bardzo dobre. Mamy szanse rzeczywiście dotrzeć z przekazem do wielu ludzi.

Czego życzyć ratownikom w święta, czego potrzeba waszej profesji?

– Przede wszystkim chcemy, żeby ludzie mieli większą świadomość – dlatego bierzemy udział, ja także, w różnych działaniach edukacyjnych i profilaktycznych. Uczymy pierwszej pomocy dziennikarzy, bo często są jednymi z pierwszych na miejscu wypadku, biegaczy, bo często mają treningi w terenie, gdzie ratownicy nie dotrą szybko, chodzimy do szkół. Ratownictwo jest młodym zawodem, nie jesteśmy dobrze zorganizowani, nie mamy swojej reprezentacji, nie ma komu bronić naszych interesów, negocjować np. w ministerstwie. Mamy taką organizację – Polską Radę Ratowników Medycznych, która zrzesza związki zawodowe ratowników i towarzystwa naukowe. Być może nam także, wzorem pielęgniarek, uda się dzięki niej stworzyć silną wspólnotę i zagwarantować ratownikom właściwe warunki pracy, a pacjentom adekwatną opiekę.

I tego wam i pacjentom życzę. Dziękuję za rozmowę.

15725760_1284755201586984_1022427613_o


POWIĄZANE ARTYKUŁY