Jego transfer do Zagłębia przeszedł raczej bez echa. Kibice emocjonowali się raczej sprowadzeniem Ilijana Micańskiego i Wojciecha Kędziory. Nie ma się co dziwić, bo Artur Węska rywalizował dotychczas wyłącznie na szczeblu juniorskim. Po okresie aklimatyzacji, kiedy nie prezentował swoich atutów, młody napastnik wreszcie wychodzi z cienia, strzela bramki dla drugiej drużyny i mocno pracuje na treningach. Szkoleniowcy docenili jego zaangażowanie i powołali na mecz Pucharu Polski z Promieniem Opalenica.
Kiedy przechodziłeś do Zagłębia byłeś zawodnikiem zupełnie anonimowym dla kibiców w Lubinie, bo chyba wcześniej nie grałeś w seniorskiej piłce?
Artur Węska:- Nie grałem, to moja pierwsza styczność z seniorską piłką. Do tej pory grałem tylko w juniorach, w szkółce piłkarskiej w Krakowie.
Chyba dobrze Ci idzie, bo strzelasz sporo bramek?
– Strzeliłem sześć bramek w rezerwach, ale dopiero aklimatyzowałem się w zespole, ten okres adaptacyjny się wydłużał. Teraz jest już lepiej i myślę, że strzelę jeszcze kilka bramek.
Ale już całkowicie zaaklimatyzowałeś się w drużynie?
– Tak, myślę, że drużyna mnie polubiła i zaakceptowała, powinno być coraz lepiej.
A jakim typem napastnika jesteś, pracujesz dla zespołu, czy wolisz wykańczać akcje?
– Trudno powiedzieć. Staram się wykorzystać każdą sytuację, jaką mam. Nieraz gram sam w ataku, czasem gramy we dwóch, z Łukaszem Zagdańskim czy Michałem Chałbińskim. Wcześniej trener ustawiał mnie na boku, ale zawsze staram się pomagać zespołowi, bo najważniejsza jest wygrana.
I właśnie Twoja postawa i zaangażowanie zostały docenione, bo zostałeś powołany na mecz pucharowy z Promieniem. Spodziewałeś się, że pojedziesz do Opalenicy?
– Nie, nie, zupełnie nie! Zobaczyłem na liście, że jest na niej moje nazwisko, to było miłe zaskoczenie. Bardzo mnie to zmobilizowało do dalszej pracy na treningach. Cieszę się, że trenerzy zauważyli, że bardzo się staram.
Postawa na treningach, czy ostatnie mecze w rezerwach zadecydowały, że znalazłeś się na liście zawodników, którzy pojechali na mecz Pucharu Polski?
– To, że strzelałem gole, bo w ostatnich trzech meczach strzeliłem pięć bramek. Na treningach też prezentuję się coraz lepiej. Trenerzy to widzą. Ale najważniejsze jest to, że strzelam bramki, napastnik właśnie od tego jest.
Z czego wynikały początkowe problemy z aklimatyzacją w Lubinie? Pierwszy raz poza domem nie jesteś…
– Nie, nie, kiedy grałem w Krakowie, też rzadko jeździłem do domu. Ale w Krakowie grałem ze swoimi rówieśnikami, z tego samego rocznika. A tutaj? –bardzo dobrzy piłkarze, mistrzowie Polski. To było trochę trudne, ale już sobie z tym poradziłem.
A jak to się stało, że trafiłeś do Zagłębia?
– Zauważył mnie jeden z menadżerów, kiedy graliśmy mecz w Oświęcimiu. Zadzwonił chyba do dyrektora Jarosza i zaprosili mnie na testy, to było chyba w maju. Rozegraliśmy test-mecz, tydzień później zadzwonił do mnie trener Ulatowski i powiedział, że chciałby mnie zabrać na obóz.
A miałeś jeszcze jakieś inne oferty?
– Nie wiem, jak już to usłyszałem, to nie zastanawiałem się w ogóle i chciałem trafić do Zagłębia.
Jest spory przeskok z piłki juniorskiej do dorosłego futbolu?
– Bardzo duży przeskok! Na początku byłem zaskoczony, że jest tak trudno. Myślałem, że będzie łatwiej i bez problemu sobie poradzę.
Z tego powodu miałeś problemy z aklimatyzacją?
– Na pewno. Nikogo nie znałem, nie miałem w ogóle kolegów. Na początku mieszkałem w hotelu i nie mogłem znaleźć mieszkania. Przygarnął mnie Krystian Getinger i u niego trochę mieszkałem. Dzięki temu poznałem kolegów i było łatwiej.
To, że trenujesz z o wiele lepszymi zawodnikami, niż miało to miejsce do tej pory, sprawia, że podnosisz swoje umiejętności?
– Oczywiście, trening z takimi piłkarzami bardzo dużo daje. Podnoszę umiejętności i nabieram pewności siebie. Jeżeli w gierkach na treningu strzelam bramki i pokazuję, że czymś się wyróżniam, trenerzy mogą to dostrzec.
Jakbyś miał porównać siebie z okresu gry w Krakowie z czasem, który spędziłeś w Lubinie, to o ile procent jesteś lepszym piłkarzem?
– Ciężko powiedzieć… Wiadomo, że w juniorach strzelałem bardzo dużo bramek, a tutaj na początku miałem z tym kłopot. Ale w pierwszych meczach trener wystawiał mnie na boku. Teraz, kiedy jestem ustawiany na ataku pokazuję, że można mi zaufać i potrafię zdobywać gole. Jeśli chodzi o podnoszenie umiejętności – trenerzy uważają, że jest lepiej, ale nadal sporo pracy przede mną…
Czujesz się dużo gorszy od konkurentów do gry w wyjściowym składzie Zagłębia Lubin?
– Nie mnie to oceniać, to zadanie trenerów. Ja dużo się uczę od Ilijana i od Wojtka Kędziory, bo są to wspaniali zawodnicy, którzy potrafią strzelać bramki i dobrze się ustawiają.
Którego z nich częściej podpatrujesz?
– To są dwaj różni piłkarze. Ilijan potrafi ze wszystkiego strzelić, dobrze się ustawia, a piłka sama go szuka. Wojtek pracuje dla drużyny, biega, cofa się po piłkę. Staram się podpatrywać obu. Chciałbym za kilka lat im dorównać.
Co możesz dać drużynie? Szybkość?
– Tak, to mój największy atut i dzięki temu chyba tutaj trafiłem. Jeżeli już ją mam, to teraz muszę pracować nad techniką, żeby wszystko szło ze sobą w parze. Do tego dochodzi ustawianie się na boisku i współpraca z kolegami. Wtedy będę zadowolony.
A w jakich aspektach gry zauważasz u siebie jeszcze niedostatki?
– Na pewno jeśli chodzi o umiejętności techniczne, musze popracować nad podaniami, nad czystym strzałem. Trenerzy mi ciągle podpowiadają i zauważam różnicę. Jeszcze popracujemy nad tym na zimowych obozach.
To znaczy, że na wiosnę zadebiutujesz w pierwszym zespole?
– Mam nadzieję, ale nie wiadomo, jak to będzie…
A nie byłeś rozczarowany, że chociaż pojechałeś do Opalenicy i załapałeś się na ławkę rezerwowych, to jednak nie wszedłeś na boisko. W niektórych gazetach spekulowano, że otwiera się przed Tobą szansa debiutu…
– Nie, na pewno nie! Dla mnie to było niesamowite przeżycie, sam fakt, iż pojechałem na to spotkanie, że znalazłem się na ławce. Pierwszy raz widziałem, jak wygląda ta całą otoczka. Puchar Polski, wygrany mecz, to też jakieś doświadczenia. Wiadomo, że chciałem wejść, choć na kilka minut… ale kiedy się rozgrzewałem, to się cieszyłem.
Serce biło wtedy mocniej?
– Kiedy wygrywaliśmy już 3:1, 4:1, to pomyślałem, że może trener da mi szansę. Ale gdybym wszedł, to serce zachowywałoby się raczej normalnie.
A adrenalina by podskoczyła?
– Na pewno, przecież bym zadebiutował. Ale wynik był już raczej przesądzony. Szkoda, że nie wszedłem, bo może udałoby się coś strzelić (śmiech). Na pewno nie byłbym tak stremowany, żeby nie kopnąć piłki.
Kto dla Ciebie jest piłkarskim wzorem?
– Zdecydowanie Ronaldo! Wspaniały zawodnik, szybki, kompletny…
Jak patrzysz na swoją karierę, to w sposób realny czy marzycielski, liczysz, że możesz doścignąć ten swój wzór, czy raczej nie masz szans?
– Na pewno go nie doścignę, bo prezentuje nieosiągalny poziom! Wiadomo, jak to młody zawodnik, oglądam archiwalne mecze i filmy z Ronaldo w roli głównej. Podpatruje jak el Fenomeno zachowuje się na boisku, jak strzela. Podziwiam jego zwody, szybkość. On puszcza piłkę, biegnie i nie ma z tym problemu.
Któreś z jego firmowych zagrań mógłbyś teraz zaprezentować na boisku?
– Nie, no… Ronaldo, to Ronaldo, nie ma szans, żeby to skopiować.
A coś podobnego?
– Tak ale jeszcze nie teraz… za kilka lat, to jeszcze nie mój czas. Dużo pracy przede mną.
ZYG