Wezwanie za czerwone światło czy jednak zastraszanie?

4342

– Dla nas to zwykłe represjonowanie, dręczenie ludzi, by odechciało im się protestować – mówią wprost uczestnicy samochodowego przejazdu z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości. Większość z nich otrzymała wezwanie na policję, niektórzy są już po przesłuchaniu. – Nie uginajcie się, róbmy dalej swoje – podkreśla Marcin Domonik, jeden z lubinian, którego wezwano na komendę, by – jak mówi – zapytać „czy widział kto przechodził przez ulicę Niepodległości w niedozwolonym miejscu”…

W przejeździe z okazji 11 listopada wzięło udział kilkadziesiąt pojazdów

11 listopada kilkadziesiąt samochodów przejechało w kolumnie przez ulice Lubina, by uczcić odzyskanie przez Polskę niepodległości. Hasła „wolność” i „niepodległość” podkreślane były tego dnia szczególnie, gdyż ze względu na pandemię koronawirusa właśnie wolność Polaków została mocno ograniczona. Przejazd był też kolejną formą protestu przeciw obostrzeniom, które wprowadza rząd Mateusza Morawieckiego.

W ostatnich dniach do uczestników przejazdu zaczęły spływać wezwania na policję. Większość z nich wyznaczona jest na 3 i 4 grudnia.

– Łącznie to 21 wezwań dla właścicieli pojazdów, którzy uczestniczyli w przejeździe z 11 listopada. Dotyczą one wykroczeń w ruchu drogowym. Głównie chodzi o przejazd przez skrzyżowanie na czerwonym świetle. To wykroczenie, które zagrożone jest karą od 300 do 500 złotych oraz sześcioma punktami karnymi. Taki mandat zostanie nałożony na kierowcę, jeśli wskaże nam go właściciel pojazdu – informuje aspirant Krzysztof Pawlik, zastępca oficera prasowego KPP Lubin. – Natomiast jeśli właściciel nie będzie pamiętał, kto tego dnia kierował jego samochodem, mandat zostanie nałożony na właściciela pojazdu. W takim przypadku to mandat w wysokości od 20 do 500 zł, bez punktów karnych – tłumaczy.

Ale – jak nas informują uczestnicy tego wydarzenia – niektórzy mają już za sobą wizytę na policji i wcale nie chodziło tu o czerwone światło, ani o właściciela pojazdu. Marcin Domonik, jeden z lubinian, został wezwany, choć auto, którym kierował należy do jego koleżanki. Nie zarzucano mu też przejazdu na czerwonym świetle…

– Policjant prowadzący sprawę poinformował mnie, że ktoś przechodził przez ulicę Niepodległości – na wysokości pomnika Piłsudskiego – w niedozwolonym miejscu. I zapytał czy ja wiem kto kto? To ja się pytam czy to jest powód do wezwania na policję? –  relacjonuje mężczyzna.

Zdaniem przesłuchiwanego lubinianina to celowe działania, które mają zniechęcić obywateli do protestowania i wychodzenia na ulice. I to w całej Polsce, bo podobne praktyki stosowane są też w innych miastach.

– Zaczynają się represje. Kolejne wezwanie będziemy mieli za przejazd na czerwonym świetle. I tak nas będą ciągać dwa, trzy razy w miesiącu. Moim zdaniem cel jest jeden – odłowić te osoby, które są mniej podatne na stres, i które stwierdzą: „Dobra, więcej nie idę, bo będą mnie znowu ciągać po komisariatach” – mówi Marcin Domonik. – Nie uginajcie się, nie dajmy się zastraszyć. To pokazuje jasno, że nie mają nic innego w garści, jak tylko stosować wobec nas takie represje. Widać, że komuś zaczyna się nie podobać to, co robimy, zaczynają z nami walczyć, co znaczy, że nas zauważyli. I bardzo dobrze. Róbmy dalej swoje – apeluje do lubinian.


POWIĄZANE ARTYKUŁY