– Smaczne, ostre jedzenie, piękne kobiety i krajobrazy – tak w wielkim skrócie opisuje Nepal trójka podróżników próbujących okrążyć świat, wśród których jest lubinianin Mariusz Demianicz. Właśnie pożegnali Nepal i wyruszyli do Bangladeszu. To będzie już trzeci kraj na ich liście. Wcześniej przejechali Indie.
Chłopakom, czyli Mariuszowi, Wojtkowi i Tomkowi, skończyła się właśnie nepalska wiza, więc chcąc czy nie chcąc musieli się pożegnać z Nepalem. Tak jak obiecali, przysłali nam maila z opowieścią o kraju, który właśnie opuszczają.
– To bardzo ciekawy kraj, trochę czystszy od Indii – pisze Mariusz. – Nasza przygoda rozpoczęła się od wizyty w Parku Narodowym Chitwan.
Tam podróżnicy mieszkali w małej glinianej chatce pokrytej słomą. To właśnie z niej udawali się na wyprawy do dżungli w poszukiwaniu dzikich zwierząt. Mieli nadzieję zobaczyć z bliska tygrysa, jednak, jak piszą, szczęście im nie dopisało i musieli zadowolić się widokiem dzikich świń, saren, ptaków oraz dwóch krokodyli i wielkiego dzikiego nosorożca.
– Mimo że nosorożec spał smacznie w sadzawce, to i tak było to niezwykłe przeżycie – dodaje Mariusz.
Kolejnym przystankiem, chwilowym, było dla podróżników Katmandu. Tutaj po raz pierwszy skorzystali z couchsurfingu (to portal zrzeszający osoby podróżujące, każdy, kto korzysta z gościnności, musi potem przyjąć do siebie innych podróżników zrzeszonych na portalu – przyp. red.) i zatrzymali się u Vishanu. Potem chłopcy ruszyli dalej – na trekking w Himalaje.
– Chcąc robić to taniej i inaczej niż wszyscy pojechaliśmy autobusem do Jiri, skąd z plecakami ruszyliśmy do Lukli – wyjaśnia Mariusz. – Wędrówka, według wszystkich, miała trwać osiem dni. Nam jednak udało się całą trasę pokonać w pięć. Po drodze spaliśmy w namiocie, a obiady gotowaliśmy na naszej gazówce. Przez cały ten czas podziwialiśmy niezwykłe widoki. Po dotarciu do Lukli postanowiliśmy zostawić plecaki i szybko zdobyć Everest Base Camp – dodaje.
Chłopcy wybrali trudniejsza drogę. I ku zdziwieniu wszystkich, udało im się ją pokonać w ekspresowym tempie, bo w zaledwie sześć dni.
– Było to dość ryzykowne, gdyż nie zrobiliśmy ani jednego dnia aklimatyzacji, czego wynikiem były straszne bóle głowy – relacjonują. – Sama trasa była przepiękna. Wędrówka wiodła czasem również wśród chmur, które opadały nisko. Sam widok Everestu i wizyta na Everest Base Camp dostarczyła nam niezwykłych emocji, a widoki zapierały dech w piersiach – zachwycają się.
Co dosyć niespodziewane, na trasie podróżnicy spotkali wielu Polaków. Przez chwilę ich podróżniczy team powiększył się, bo przyłączyli się do nich Robert, Maciek, Jacek i Mariusz z okolic Łodzi. Trzeba się było jednak pożegnać i wyruszyć dalej – tym razem do Bangladeszu.
Więcej o wyprawie chłopaków można przeczytać na ich stronie: www.wstronemarzen.wordpress.com