Popularną aplikację postarzającą twarz, pobrało już ponad 100 mln ludzi na świecie. Okazuje się jednak, że chwila zabawy w dodawanie sobie siwych włosów na zdjęciach może przyprawić o prawdziwe siwe włosy… Nasze dane mogą bowiem trafić do centrali w Petersburgu. Aplikacją zainteresowało się już polskie Ministerstwo Cyfryzacji.
Od kilku dni na całym świecie media społecznościowe zalewa fala zmodyfikowanych, „postarzonych” zdjęć użytkowników. Różni eksperci wskazują na możliwe ryzyka związane z nieodpowiednią ochroną prywatności użytkowników.
– Aplikacja uzyskuje dostęp do naszych danych, i to danych w ogromnych zasobach. Dostęp do naszej karty, dostęp do danych zgromadzonych w telefonie – mówi Maciej Kawecki, dyrektor departamentu zarządzania danymi w Ministerstwie Cyfryzacji.
Tłumacząc to w dużym uproszczeniu, gdy robimy sobie zdjęcia i je przerabiamy, to lądują one razem z innymi naszymi danymi gdzieś daleko w cyfrowej chmurze i prawdopodobnie na serwerach firmy, która aplikację przygotowała. W tym przypadku rosyjskiej firmy z Petersburga.
W związku z możliwymi, zagrożeniami ministerstwo cyfryzacji zleciło analizy, czy wspomniana aplikacja nie łamie przepisów o ochronie danych osobowych i bezpieczeństwie danych w ogóle. Na podstawie jej wyników zapadnie decyzja o ewentualnych dalszych krokach. Jednocześnie resort zaleca ostrożność, tak przy używaniu tej, jak i innych aplikacji.
– Przede wszystkim musimy patrzeć, czy te aplikacje pochodzą z bezpiecznych źródeł – mówi minister cyfryzacji Marek Zagórski. – Nie chcemy utrudniać życia użytkownikom. Chcemy ich przede wszystkim edukować i uświadamiać im, że czasem na pozór błaha zabawa, może mieć poważne skutki. Dlatego uruchomimy też specjalny punkt konsultacyjny – dodaje szef MC.
Dodatkową kwestię analizuje natomiast CSIRT NASK (to zespół monitorujący polską cyberprzestrzeń, reagujący na incydenty). Jego rolą jest sprawdzenie aplikacji pod kątem bezpieczeństwa informacji – m.in. ustalenie, gdzie trafiają dane użytkowników. Jej wyniki powinniśmy poznać niebawem.