Zasługuje na miano bohatera. Nie wahał się ani chwili, kiedy okazało się, że może komuś pomóc – lubinianin Krzysztof Zielenda został dawcą szpiku i uratował życie młodego mężczyzny. Dziś opowiada swoją historię, by przekonać mieszkańców, że bycie dawcą nic nie kosztuje. – A świadomość, że ratuje się ludzkie życie, to niesamowite uczucie – mówi lubinianin.
Do bazy potencjalnych dawców szpiku pan Krzysztof trafił przypadkowo. Sześć lat temu, kiedy był jeszcze na studiach, miał wykonywane kontrolne badania krwi. – Byłem w przychodni z koleżanką ze studiów i wpadła mi w ręce ulotka z Fundacji DKMS Polska. Wtedy o dawcach mówiło się jeszcze niewiele, nie znałem dobrze tematu. Właśnie koleżanka doradziła mi, żebym się zapisał, bo to nic nie kosztuje, a możemy uratować czyjeś życie. Ona już była w bazie – opowiada mężczyzna.
Lubinianin zarejestrował się przez stronę internetową fundacji. – Do ubiegłego roku nic się nie działo. Pod koniec września 2013 roku dostałem telefon, że zostałem zakwalifikowany do grupy potencjalnych dawców. Fundacja skierowała mnie też na badania krwi. To ja wybrałem miejsce i datę, fundacja załatwiła całą resztę wraz z pokryciem kosztów badania. Wszystko było naprawdę dobrze zorganizowane – zaznacza.
Potem był ten najważniejszy telefon. – Że jestem potrzebny i to jak najszybciej. I pytanie czy nadal podtrzymuję, że chcę być dawcą. Oczywiście, że chciałem. Wtedy nie mogłem się już doczekać, kiedy będę mógł pomóc – wspomina Krzysztof Zielenda.
Zabieg miał być wykonywany w Krakowie. – Udało mi się tak wszystko zorganizować, że następnego dnia byłem już w klinice. Najpierw wykonano mi badania, a potem pobrano komórki z krwi obwodowej. Wyglądało to jak zwykłe pobieranie krwi, tylko trwało trochę dłużej. Ale nic nie bolało – zapewnia.
Lubinianin szybko wrócił do domu i do swoich codziennych obowiązków. – Ale fundacja cały czas o mnie dba. Wykonano mi badania, żeby sprawdzić czy z moim zdrowiem wszystko w porządku. Niedługo będą one powtórzone. Czy zgodziłbym się zostać dawcą raz jeszcze? Bez zastanowienia! I wszystkich do tego zachęcam – podkreśla.
Chciałby też poznać człowieka, któremu uratował życie. – Wiem tyle, że to 19-letni mężczyzna z Polski. To wszystko. Bardzo jestem go ciekaw, w końcu to mój genetyczne bliźniak – uśmiecha się lubinianin.
Dawca i biorca mogą się poznać po dwóch latach od przeszczepu. Jeśli obie strony będą tego chciały. – W moim przypadku minął już rok. Mam nadzieję, że dojdzie do naszego spotkania – dodaje na koniec mężczyzna.