23 października 2007 roku po raz pierwszy zasiadł na ławce rezerwowych w roli samodzielnego opiekuna zespołu KGHM Zagłębie Lubin. Debiut na trenerskiej ławie w Polsce był połowicznie udany, bowiem Mistrzowie Polski w meczu Pucharu Ekstraklasy tylko zremisowali z Odrą Wodzisław 3:3. Od tej pory minął prawie miesiąc, podczas którego Rafał Ulatowski ze swoim zawodnikami nie przegrał meczu, wygrywając trzy spotkania, a jego remisując. Dziś o godzinie 17 ponownie stawi czoła Januszowi Białkowi i jego śląskiej drużynie.
– Przed pierwszym pojedynkiem Pucharu Ekstraklasy z Odrą Wodzisław, to goście byli na fali, natomiast Zagłębie Lubin zdawało się być pogrążone w kryzysie. Minął prawie miesiąc i sytuacja ma się zgoła odmiennie. Zagłębia pod Twoją wodzą nie przegrywa, natomiast Odra prowadzona przez Janusza Białka dała się ograć Jagiellonii Białystok i Widzewowi. Czy to oznacza, że jesteśmy faworytem dzisiejszej potyczki w Wodzisławiu?
– W moim odczuciu ten okres pokazał, jakim trzeba być pokornym wobec piłki. W meczu, o którym wspominasz, trener Białek przyjeżdżał ze swoim zespołem do Lubina w glorii zwycięzcy nad Legią przy Łazienkowskiej. Wszyscy mówili, że pod wodzą nowego szkoleniowca Odra zaczęła wspaniale grać, ale szybko okazało się, że jest trochę inaczej. I także dla mnie jest to doskonała przestroga, że nie można nosić głowy zbyt wysoko, należy twardo stąpać po ziemi i przede wszystkim wierzyć w swój zespół, w to co się robi. Z takim właśnie nastawieniem wybieramy się do Wodzisławia. W kadrze na ten mecz znalazło się kilku zawodników z zespołu Młodej Ekstraklasy, którzy w moim odczuciu zasłużyli na szansę dzięki dobrej postawie w ostatnich meczach. Od pierwszej minuty na murawie na pewno pojawi się Michał Steinke, a to dlatego, że Sreten Sretenović pauzuje za żółte kartki. Ponadto jadą z nami Paweł Pytlarz, Łukasz Hanzel, Krystian Getinger i Kuba Jesionowski. To są zawodnicy stanowiący trzon zespołu Młodej Ekstraklasy i dzięki ich dobrej postawie nie mam problemu z tym, aby martwić się o ławkę rezerwowych, czy wynik dzisiejszego spotkania.
– Wspomniałeś o pokorze. Taka sytuacja miała miejsce w ostatnim ligowym meczu z Górnikiem. Albowiem wcześniej udawało się wygrywać tzw. rzutem na taśmę pojedynki z ŁKS-em czy Zagłębiem Sosnowiec, ale już w starciu z zabrzanami to do rywali uśmiechnęło się szczęście…
– Przyznam, że byłem bardzo zły po tym meczu na to, w jaki sposób straciliśmy niemal pewne trzy punkty. Jednak po kilku dniach doszedłem do wniosku, że było to takie szczęście w nieszczęściu, gdyż lepiej, że straciliśmy bramkę w ostatniej minucie w meczu, w którym i tak wywalczyliśmy jeden punkt. Inaczej odbiera się stratę gola, który momentalnie pozbawia cię całej puli. Górnik przypomniał nam o tym, że mecz trwa nawet nie dziewięćdziesiąt minut, ale do momentu, kiedy arbiter zagwiżdże po raz ostatni.
– W tym tygodniu panująca aura skutecznie umożliwiała wam odbycie normalnych treningów. Czy będzie to miało wpływ na Waszą postawę w dzisiejszym meczu?
– To prawda, musieliśmy korzystać z różnych środków zastępczych, jakkolwiek uważam, że atmosfera w zespole jest na tyle bojowa, że nie straszny nam ten las, do którego wybraliśmy się na początku tygodnia, czy też trening w innym charakterze, zamiast takiego, który mógłby mieć miejsce na normalnym boisku. Zostało nam trzy tygodnie do końca pierwszej fazy rozgrywek ligowych i w tej chwili niewiele można zmienić, jeśli chodzi o umiejętności, czy przygotowanie motoryczne piłkarzy. Jest to koniec tego roku dla nas, jakże szczęśliwego. A o finisz w naszym wykonaniu jestem spokojny, myślę bowiem, że dyspozycja naszego zespołu jest dobra. Ja bardzo chcę awansować do kolejnej rundy Pucharu Ekstraklasy, gdyż chcemy mieć co najmniej dwa dodatkowe mecze na wiosnę, o to właśnie gramy. Najpierw czeka nas Odra, następnie konfrontacja z Polonią Bytom, a na koniec starcie z Lechem Poznań. Nie ukrywam, że interesuje mnie maksymalna zdobycz punktowa w tych pojedynkach.
– Nie da się ukryć, że Puchar Ekstraklasy to tylko preludium przed decydującą fazą rundy jesiennej w Orange Ekstraklasie. Czekają Was ciężkie mecze wyjazdowe z Koroną Kielce, Widzewem Łódź i Wisłą Kraków, a przecież dotknęły nasz zespół spore ubytki kadrowe. To spory problem przed takimi potyczkami?
– Przed nami takie mecze, na które czeka się z niecierpliwością. Piłkarze lubią konfrontować się z takimi zespołami, jak Korona czy Wisła, drużynami o wysokiej klasie piłkarskiej i uznanej marce. Warto dodać, że spośród tych trzech meczów, dwa są transmitowane na żywo przez stację Canal +, co stanowi dodatkowy bodziec do tego, żeby się pokazać całej Polsce. Powtarzam jednak, jestem spokojny o rezultaty tych spotkań, bowiem mocno wierzę w tych zawodników, których mam do swojej dyspozycji. Faktem jest, że są ubytki kadrowe, w ostatnich dniach wypadł nam jeszcze na miesiąc Andrzej Szczypkowski, mający problem z kością piszczelową. Musimy sobie radzić bez tego ważnego dla nas gracza, ale mam jego zapewnie, że będzie z nami przez cały ten czas. Będzie nas odwiedzał w trakcie rehabilitacji, będzie także jeździł z nami na mecze i wspierał.
– Pierwsza faza rozgrywek zbliża się do końca. Szczególni nasi zawodnicy mają w „nogach” wiele spotkań. Ciężko będzie wykrzesać z nich jeszcze trochę sił przed ostatnimi pojedynkami?
– Myślę, że ich pozytywna motywacja przed tymi starciami, to jest najłatwiejsza sprawa, na którą mogę liczyć. Przypomnę, że jesteśmy obecnie na siódmym miejscu w tabeli i brakuje nam punktu do tego, żeby przeskoczyć w ligowej stawce Górnika Zabrze. W meczach wyjazdowych, podczas których faworytami są gospodarze, rodzi się przed nami duża szansa na to, by pojechać bez zbędnej presji, cieszyć się z gry w piłkę, pokazać, że jesteśmy dobrym zespołem, zaprezentować pełnie swoich umiejętności i w końcu udowodnić, że Zagłębie będzie liczyło się w walce o najwyższe cele w lidze.
– Jakie miejsce w tabeli na koniec roku jest realne?
– Powiem Ci szczerze, że nie liczę punktów. Nigdy nie patrzę na to, co nam daje zdobycie kolejnych oczek. Moim marzeniem jest natomiast wywalczenie maksymalnej liczby oczek, jakie są do zdobycia. Zdajemy sobie sprawę, że jeśli zdobędziemy dziewięć punktów w trzech najbliższych meczach, to jest jeszcze szansa na to, by na wiosnę walczyć jeszcze o obronę tytułu Mistrza Polski. Myślę, że wszyscy chłopcy w szatni o tym wiedzą i z takim właśnie celem i nastawieniem będziemy wychodzić na kolejne spotkania. Aczkolwiek przypomnę, pokora i jeszcze raz pokora.
– W roli pierwszego trenera Zagłębia Lubin pracujesz prawie miesiąc (od 22.10.07 r. – przyp. red). Jakie są twoje pierwsze wnioski z tego okresu, jakieś zaskoczenia in plus, in minus?
– Jest tak, jak się spodziewałem. Jestem szczęśliwy z tego, że jestem w takim miejscu, że mogę współpracować z takimi zawodnikami, jakich mam do swojej dyspozycji, że mogę otaczać się tymi ludźmi, którzy mi obecnie pomagają i którym leży dobro tej drużyny na sercu.
– A jest tak, że ciągle uczysz się czegoś nowego? Czy są sytuacje, po których rodzi się u ciebie nowe doświadczenie, zmienia się sposób patrzenia na pewne kwestie?
– Wiem, że przed nami jest ta pierwsza porażka. Ona kiedyś musi przyjść, prędzej, czy później, oby oczywiście jak najpóźniej, albo nawet, żeby ten moment nigdy nie nadszedł. To będzie jednak jakieś nowe dla mnie doświadczenie i jestem ciekaw, jak je przyjmę. A poza tym, to wszystko w mojej nowej roli wygląda tak, jak sobie wcześniej wyobrażałem. Myślę, że z zawodnikami odbieramy na tych samych falach, mamy ten sam cel – aby grać jak najlepiej w piłkę, nie mamy także żadnych konfliktów poza szatnią. Mnie bardzo cieszy, iż to, co sobie powiedzieliśmy na jednym z pierwszych wspólnych spotkań potrafimy realizować, umiemy dotrzymać danego sobie słowa. Stąd moje optymistyczne patrzenie w przyszłość.
– Zejdźmy z niwy klubowej na reprezentacyjną. W sobotę arcyważny dla naszej reprezentacji mecz z Belgami. Jak patrzysz na tą potyczkę?
– Rozmawiałem przed chwilą (wywiad przeprowadzony został o godzinie 9:30 – przyp. red.) z Wojtkiem Łobodzińskim i jestem bardzo szczęśliwy z tego, że, trzymając się scenariuszy pisanych przez prasę, jest on przewidziany do gry na prawej pomocy od pierwszej minuty. To jest o tyle ważne, że w decydującym meczu eliminacji do Mistrzostw Europy selekcjoner Leo Beenhaker wystawi jedenastkę złożoną, jego zdaniem, z najlepszych polskich piłkarzy. Jeżeli „Łobo” jest brany pod uwagę przez selekcjonera w kontekście gry z Belgią od pierwszej minuty, to znaczy, że jego forma jest wysoka, a Beenhaker ma przekonanie co do jego umiejętności. Natomiast daleki jestem od typowania wyniku, choćby dlatego, że będzie to dla nas ciężkie spotkanie. Także dlatego, że Belgowie systematycznie są osłabiani, co rusz ktoś im wypada ze składu, a nie chciałbym, żeby to ujemnie wpływało na koncentrację naszej drużyny. Wiem jednak, że trener Beenhaker jest zawodowcem i w moim odczuciu na pewno sobie z tym poradzi, zawodnicy wyjdą na murawę stadionu w Chorzowie maksymalnie skoncentrowani, pełni wiary we własne umiejętności i w to, że są w stanie wywalczyć trzy punkty, dające im upragniony awans do Euro.
– Gdzie będziesz oglądał mecz? I jak będziesz go oglądał: z perspektywy kibica, czy jednak trenera?
– Mam plan, żeby obejrzeć go w zaciszu domowym. Ponieważ jak przy okazji pojedynków reprezentacji spotykam się ze znajomymi, czy też gdy śledzę grę w jakimś pubie, to nie mam wtedy czasu na obserwację. Wtedy się rozmawia, głośno analizuje, śmieje się. Nie wybieram się do Chorzowa, ponieważ chciałbym tą sobotę spędzić w Lubinie, by móc spokojnie rozpocząć przygotowania do meczu z Koroną Kielce. Założyłem sobie, że zrobię już wstępną analizę gry tej drużyny, zobaczyć słabsze momenty w wykonaniu tego zespołu, a wieczorkiem chciałbym wygodnie zasiąść przed telewizorem, na jednej z tych czerwonych sof w moim gabinecie na których właśnie siedzimy (śmiech). Chcę w skupieniu obejrzeć mecz i później cieszyć się z awansu.
Rozmawiał: Wacław Wachnik / Zagłębie Lubin SSA