Prezes KGHM Herbert Wirth pojawia się na miejscu wypadku o godz. 4.40. Wraz z nim jego zastępca Wojciech Kędzia oraz, tuż przed godziną piątą, wojewoda dolnośląski Aleksander Marek Skorupa.
Najprawdopodobniej szef Polskiej Miedzi wkrótce spotka się z bliskimi zasypanych górników, którzy w milczeniu czekają na postępy akcji ratowniczej. Dyrekcja kopalni podjęła decyzję o oddzieleniu rodzin od dziennikarzy.
Wśród zniecierpliwionych krewnych jest Piotr Trempała, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Dołowych. Na liście poszukiwanych górników są jego 32-letni syn i 44-letni zięć. Na miejscu rodzininy mogą skorzystać z pomocy psychologa.
Tuż po godz. 4 ratownicy docierają do szczeliny, przez którą może przecisnąć się człowiek. Trwa ręczne odgruzowywanie miejsca. Jest nadzieja, że dzięki temu >światełku w tunelu< uda się odnaleźć uwięzionych górników.
O godz. 4 będący na miejscu dziennikarze otrzymują informację, że ratownicy dotarli do szczeliny. W tym miejscu, za pomocą trzech maszyn, spróbują dostać się do uwięzionych. Nie ma jednak żadnej gwarancji, że akurat w tej części uda im się kogokolwiek znaleźć.
Po godz. 3 w nocy okazuje się, że brakuje aż 19 górników. To największy taki wypadek w całej historii Polskiej Miedzi.
Przed budynkiem kopalni gromadzą się rodziny zaginionych. Dyrekcja zaopiekowała się nimi, podając herbatę i zezwalając na pobyt w pilnie strzeżonym zakładzie. Wszyscy w skupieniu czekają na dalszy ciąg wydarzeń. Od godz. 2 w nocy panuje tu przeszywająca cisza.
Tuż po godz. 1 w nocy ekipy ratunkowe podejmują decyzję, że będą próbować się dostać do zasypanych górników od strony Polkowic-Sieroszowic. Wiadomo, że zawał był bardzo rozległy. Akcja poszukiwawcza musi być bardzo precyzyjnie analizowana, ze względu na bezpieczeństwo samych ratowników.
Wszystkie szpitale w regionie są w stanie gotowości. Zostały poinformowane, że w każdej chwili mogą przyjąć wielu rannych. O godz. 1.30 poturbowanego górnika opatruje ambulatoryjna izba przyjęć Regionalnego Centrum Zdrowia przy ul. Bema w Lubinie. Jest to jedyna osoba, która wymagała opieki medycznej. Reszta górników wyszła z wypadku bez szwanku, nie kwalifikując się do hospitalizacji.
W rejonie zagrożenia znalazło się łącznie 42 górników. Dwudziestu z nich ewakuowało się o własnych siłach. Nie odnieśli poważniejszych obrażeń. Kolejnych czterech trafia pod opiekę lekarzy. Do lubińskiego szpitala, na noszach, transportowany jest jeden poszkodowany.
O godz. 1 w nocy okazuje się, że kontaktu nadal nie ma z 18 górnikami. Zostały pozrywane wszystkie kable: linie telefoniczne, światłowody. Nie działa też DOTRA.
Początkowo KGHM informuje o 17 zaginionych górnikach. Kiedy pojawiła się informacja o odnalezieniu czterech z poszukiwanych, jest jasne, że brakuje jednak aż 18 osób. Po 3 w nocy liczba zaginionych wzrasta do 19.
Kontakt z rzecznikiem spółki jest bardzo utrudniony. Dariusz Wyborski, który dotarł na miejsce zdarzenia, równocześnie rozmawia z kierownictwem kopalni, ratownikami oraz dziesiątkami dziennikarzy.
W chwili bardzo silnego wstrząsu załoga pracowała 960 metrów pod ziemią na oddziale G-3 w kopalni Rudna Główna. Rzecznik KGHM przyznaje, że górnicy zostali uwięzieni po zawaleniu się chodnika. Ratownicy z JRGH w Sobinie cały czas usiłują się przedostać do rejonu zagrożenia.
Do bardzo silnego wstrząsu doszło we wtorek o godz. 22.09. Był tak mocny, że odczuli go nie tylko mieszkańcy Lubina i Polkowic, ale nawet odległych miast, takich jak Legnica czy Głogów. Według górniczej nomenklatury była to mocna ósemka (4,7 w skali Richtera).