Decyzja o rozstaniu z Czesławem Michniewiczem prezes Robert Pietryszyn podjął już w środę. W meczu z Jagiellonią drużyna nie zdołała przekonać go do jej zmiany.
Czesław Michniewicz nie jest już trenerem Zagłębia Lubin. Został zwolniony z pracy dokładnie w 384 dni od chwili, w której zastąpił w „miedziowej” ekipie Edwarda Klejndinsta. W międzyczasie klub z Dolnego Śląska sięgnął po mistrzostwo kraju, nie zdołał awansować do Champions League i kompletnie rozczarował w 11. kolejkach sezonu 2007/08. Z czym odchodzi szkoleniowiec z Lubina? Nie zdołaliśmy zadać mu wczoraj tego pytania, nie chciał rozmawiać z mediami. Wiadomo, że w ostatnich tygodniach nabrzmiewający pomiędzy nim a częścią drużyny rozdźwięk zaczął ewidentnie wpływać na (słabe) wyniki w lidze. – Gdyby o dalszej jego pracy miała decydować moja sympatia do niego, nie zwolniłbym go i za sto lat. Niestety, trenera przestały bronić rezultaty na boisku – mówił wczoraj Robert Pietryszyn.
– Decyzja o rozstaniu zapadła już w środę. Drużyna tego dnia była jednak w drodze na mecz do Białegostoku, nie chciałem załatwiać sprawy telefonicznie. Poza tym… głowa trenera mogła zostać uratowana zwycięstwem i grą, jaka w ub. sezonie dała nam tytuł. Niczego takiego nie było, więc po prostu w poniedziałek dokonało się to, co planowane było wcześniej – tłumaczy dalej sternik Zagłębia. Obaj panowie – zgodnie dotąd zaprzeczający pogłoskom o różnicy zdań między nimi – nie dogadali się w sprawie warunków tego rozstania.
– W umowie kontraktowej był zapis o możliwości jej rozwiązania, z gwarancją wypłaty trzymiesięcznej odprawy dla trenera. To naprawdę duże pieniądze – uważa Robert Pietryszyn. Niedawno szkoleniowiec Zagłębia przyznał się do zarobków ok. 48 tys. zł miesięcznie. Wygląda na to, że czekałaby więc na niego „kasa” w wysokości ok. 150 tys. – Płatnych jednorazowo do ręki – zaznacza prezes, nie komentując jednak naszych prowizorycznych obliczeń. – Ale trener się nie zgodził na te warunki. W tej sytuacji oddamy sprawę do rozstrzygnięcia odpowiednim organom – dodaje Pietryszyn, mając na myśli odpowiednie komórki PZPN.
Walka pójdzie być może „na noże”, bo – jak zdradza prezes – klub wykorzysta wszelkie argumenty, również te o „naruszeniu dyscypliny”. – Seria artykułów prasowych o negocjacjach trenera Michniewicza z innymi drużynami. Do tego publiczna krytyka władz klubu i spółki – wylicza potencjalne „gwoździe do trumny” szkoleniowca. Pewne jest, że Zagłębie rękami i nogami bronić się będzie przed wypłatą całości sumy za – obowiązujący do 2009 roku – kontrakt trenera z klubem. Jak widać, czerwcowy sukces – największy w historii klubu od 16 lat – szybko poszedł z niepamięć… – Mam wrażenie, że doszło do „wypalenia się” szkoleniowca. Zabrakło mu już motywacji do dalszej pracy, porównywalnej z tą z ub. sezonu – ocenia Robert Pietryszyn.
Dariusz Leśnikowski/Sport
W klubie trwa spotkanie władz z Michniewiczem. Działacze negocjują z byłym trenerem o jego odprawie. Kontrakt gwarantował mu około milion złotych do końca obowiązywania umowy. Jak dowiedział się dziennik.pl szefowie Zagłębia chcą mu zaproponować około 500 tysięcy złotych odprawy.
Wiele wskazuje na to, że sprawa skończy się w sądzie. "Nie bylibyśmy zdziwieni, gdyby już przygotowywał pozew sądowy o odszkodowanie za przedwczesne rozwiązanie kontraktu, który obowiązywał go do 2009 roku. Wysokość odszkodowania może przekroczyć milion złotych" – czytamy w "Super Expressie"