Wygląda na to, że dni Piotra Borysa, jeszcze niedawno aktywnego działacza, są już w Platformie Obywatelskiej policzone. Dzisiejsza „Gazeta Wyborcza” sugeruje, że polityk zapewne zostanie też usunięty z zarządu lubińskich struktur partii, gdzie jest szefem. – Nic mi na ten temat nie wiadomo – śmieje się sam zainteresowany.
Ale śmiech jest dosyć nerwowy. I już po chwili dodaje, że teraz czeka na decyzję odnośnie jego odwołania. Złożył je, kiedy dolnośląska Platforma ogłosiła, że Borys nie znajdzie się na liście do europarlamentu. – Decyzja zarządu ma zapaść dziś wieczorem. W sobotę jest jeszcze posiedzenie rady krajowej. Tutaj też może się coś zmienić – zaznacza. – Jest więc pan optymistą? – pytamy. – Raczej realistą – odpowiada smutno lubiński polityk.
Borys długo wierzył, że będzie mógł kontynuować swoją karierę polityczną w Brukseli. I bardzo wcześnie rozpoczął kampanię. Wiele miesięcy temu w całym regionie wywiesił billboardy ze swoją podobizną, gdzie zapowiadał, że dzięki niemu ruszy budowa tak oczekiwanej drogi S3.
Pieniądze na kampanię poszły, ale raczej nie będzie to opłacalna inwestycja. Bo za to, że doniósł na swoich partyjnych kolegów do prokuratury, partia ukarała go wykreśleniem z listy. Całą winę Borys zwala na Jacka Protasiewicza, szefa PO na Dolnym Śląsku, bo to od niego wszystko się zaczęło. W końcu to on miał załatwić pracę w KGHM tym, którzy poprą go w wyborach na szefa dolnośląskich struktur partii. I stąd wzięła się słynna w całym kraju afera taśmowa.
Borys stał po drugiej stronie. W wyborach poparł Grzegorza Schetynę, ale ten przegrał z Protasiewiczem. Ludzie Schetyny, jak i on sam, popadli więc w niełaskę. A lubiński polityk kiedy zwrócił się do prokuratury, by ta zbadała aferę taśmową, dolał tylko oliwy do ognia.
Dziś liczy, że sytuację da się jeszcze naprawić. Media spekulują jednak, że negatywnymi wypowiedziami na temat PO, tylko się pogrążył. Zapewne pożegna się nawet z funkcją szefa lubińskich struktur partii i nie pomogą nawet głosy poparcia.
Jak choćby ten dzisiejszy. Grzegorz Schetyna komentował w telewizji publicznej sytuację na Krymie. Kiedy zakończył już swoje wystąpienie w tej sprawie, poprosił jeszcze o chwilę uwagi. I opowiedział o sytuacji Borysa, który niesłusznie został ukarany. Poprosił też, by partia raz jeszcze przeanalizowała jego sytuację.
Europoseł chyba już jednak nie ma na co liczyć. Ale jakby nie było, na osłodę na pewno otrzyma solidną odprawę. Podobnie jak każdy parlamentarzysta z Brukseli, który kończy swoją karierę. Co miesiąc to ponad 6 tys. euro, czyli około 25 tys. zł. Odprawa liczona jest według stażu w europarlamencie. Według wyliczeń „Gazety Wrocławskiej” Borys ma otrzymywać pieniądze przez pół roku. Uzbiera się więc niezła sumka. Łącznie 150 tys. zł. Wystarczy, nim znajdzie sobie nowe miejsce w polityce.