„To jakby złapać Pana Boga za nogi”

6040

Coraz więcej Polaków morsuje. Ten popularny trend szczególnie uwidocznił się w tej zimy, co ma wyraźny związek z trwającą pandemią. Ludzie, chcąc zwiększyć swoją odporność, decydują się na zanurzenie w lodowatej wodzie. Nie inaczej jest w przypadku amatorów zimnych kąpieli z Lubina, którzy spotykają się już od ośmiu lat, ale w ostatnich dwóch ich grupa powiększyła się o kilkudziesięciu nowych członków.

W dzisiejszych czasach coraz więcej ludzi zmaga się z chorobami i powracającymi infekcjami. Nierzadko wynika to ze stylu życia. Stres, ciągły pośpiech, brak ruchu, nieprawidłowa dieta, a także przebywanie całymi dniami w zamkniętych pomieszczeniach sprawia, że organizm staje się zmęczony, osłabiony i dużo bardziej podatny na zachorowania.

Nie bez znaczenia są też liczne udogodnienia, takie jak klimatyzacja czy specjalna odzież termiczna, które powodują, że organizm przyzwyczaja się do stałych temperatur i przestaje być odporny na zmienne warunki środowiska. U wielu nawet niewielkie wahania temperatury powodują przeziębienia, katar, grypę czy anginę. Współczesny człowiek chroni się wszelkimi sposobami przed działaniem zimna za pomocą ciepłej odzieży. Dlatego nasz naturalny mechanizm termoregulacji uległ osłabieniu. Jednym z naturalnych sposobów ochrony organizmu przed infekcjami jest morsowanie. Zanurzenie w lodowatej wodzie prowadzi do silnego zwężenia się naczyń krwionośnych. Jest to jedna z możliwości regulacji temperatury ciała i wzmacniania systemu immunologicznego.

O zdrowotnych korzyściach, jakie płyną z zimnych kąpieli doskonale wiedzą członkowie grupy Morsy Lubin, która zrzesza już około 170 członków. – To tak jakby złapać Pana Boga za nogi. Niesamowite uczucie, nie do opisania. Po takich zabiegach niektórych przestają boleć stawy, innym normuje się ciśnienie. Ja, moja rodzina i bliscy chorujemy naprawdę rzadko – mówi Marcin Klocek, który razem ze swoim szwagrem mocno angażuje się w działania grupy.

Morsy z Lubina spotykają się niemal co tydzień, w każdą zimową niedzielę. I tak już od 2013 roku. Dołączyć może każdy, a wiek nie ma tu większego znaczenia, bo zimnych kąpieli zażywają zarówno trzylatki jak i osoby po siedemdziesiątce.

Znaczący wzrost zainteresowania tą oryginalną, choć zyskującą na popularności, formą aktywności fizycznej nastąpił w ciągu ostatnich dwóch sezonów, kiedy to grupa powiększyła się o kilkadziesiąt nowych osób, z czego się tylko cieszą dotychczasowi członkowie.

– Przyjęliśmy taką zasadę, że każdy, kto chce do nas dołączyć, musi chociaż raz z nami zamorsować. Na wyjazdy umawiamy się zwykle za pośrednictwem naszego fanpejdża na Facebooku. Umieszczamy tam też zdjęcia z wyjazdów i informacje na temat najbliższych planów – tłumaczy Marcin Klocek.

Lubińskie morsy zazwyczaj spotykają się o godz. 13 w niedziele, a za cel swoich wyjazdów wybierają kąpielisko w Rokitkach. – Najczęściej jeździmy prywatnymi samochodami, chociaż niedawno, gdy byliśmy na wodospadzie w Przesiece, wynajęliśmy dwa busy. W najbliższym czasie planujemy też wyjazd do Świeradowa, a w lutym do Mielna na coroczny zlot morsów z całej Polski – dodaje.

Sam pobyt w lodowatej wodzie trwa kilka minut i poprzedzony jest rozgrzewką. – Myślę, że każdy powinien się kierować możliwościami własnego organizmu. Oczywiście w razie czego służymy radą czy pomocą, gdyby ktoś osłabł lub gorzej się poczuł – podkreśla mors.

Wspólne wyjazdy nie ograniczają się jedynie do rozgrzewki i zanurzenia w wodzie. Po lodowatych doznaniach morsy rozpalają ognisko, przy którym pieką kiełbaski i jedzą inne przygotowane przez siebie dania. Grupa ma nawet swój własny hymn, napisany do muzyki utworu Bałkanica. Dowiemy się z niego m.in., jak długo za jednym razem można przebywać w wodzie i że to „organizm sam Ci podpowie, kiedy stop”.

Fot. Morsy Lubin


POWIĄZANE ARTYKUŁY