To były dwa najtrudniejsze wyjazdy

2476

29 zastępów straży pożarnej i 111 strażaków w gotowości, specjalistyczne grupy poszukiwawczo-ratownicze z psami tropiącymi, sześć karetek pogotowia i niezwykle skomplikowana, trwająca ponad 11 godzin, akcja ratownicza – tylko tych kilka statystyk pokazuje, jak trudna i wymagająca była strażacka akcja z 10 listopada. Tego dnia doszło do tragicznego w skutkach wybuchu gazu w Ścinawie. Lubińscy strażacy wspominają też drugą największą interwencję minionego roku.

Fot. TV Regionalna.pl

Zeszły rok nie oszczędzał lubińskich strażaków. Jak już informowaliśmy, w ciągu ostatnich 12 miesięcy do mniejszych i większych interwencji musieli wyjeżdżać w sumie 1014 razy. To o 34 więcej niż w 2020 r. Jednak, biorąc pod uwagą skalę zagrożenia czy liczbę uczestniczących ratowników, najbardziej w pamięć zapadły im dwie interwencje.

Pierwsza dotyczyła wspomnianego już wybuchu gazu w Ścinawie.

– To było zdarzenie, które w minionym roku skupiło największą liczbę sił i środków podczas jednej akcji. Uczestniczyło w nim 29 jednostek ochrony przeciwpożarowej, 111 ludzi, nie mówiąc już o innych służbach. Większość sił z powiatu lubińskiego, ale pomagali nam strażacy z powiatu legnickiego, górowskiego, polkowickiego. Zadysponowane zostały też dwie grupy poszukiwawczo-ratownicze, jedna z Lubina, druga z Wałbrzycha, która dodatkowo dysponuje psami ratowniczymi, wyszkolonymi pod kątem poszukiwania zasypanych osób żywych. Przybyła także grupa ratownictwa ekologiczno-chemicznego. Grupa operacyjna z Wrocławia. Z komendy wojewódzkiej we Wrocławiu zadysponowano samochód dowodzenia i łączności – wylicza starszy brygadier Cezary Olbryś, zastępca komendanta powiatowego PSP w Lubinie.

Starszy brygadier Cezary Olbryś, zastępca komendanta powiatowego PSP w Lubinie.

O wielkości tej akcji ma świadczyć również fakt, że na miejsce zdarzenia przyjechał sam dolnośląski komendant wojewódzki PSP we Wrocławiu.

Przypomnijmy, że zawaleniu uległ wówczas dwukondygnacyjny budynek mieszkalny z poddaszem. – W chwili naszego przyjazdu w wyniku wybuchu gazu, a następnie pożaru drugie piętro i poddasze zostało wyrzucone na zewnątrz. Były naprawdę trudne warunki pogodowe, istniało też ryzyko dalszego zawalenia – dodaje.

Z budynku zostało ewakuowanych pięciu mieszkańców, w tym jedno dziecko. Przez długi czas wciąż istniało zagrożenie, że pod gruzami mogą znajdować się ludzie.

– Wszystkie osoby zostały zaopatrzone i zabrane przez zespołu ratownictwa medycznego. Jedną osobę przetransportowano śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Akcja nietypowa i niezwykle skomplikowana. Przyczyną pożaru był niewątpliwie wybuch gazu, który ze studzienek kanalizacyjnych przedostał się do budynku. Dlaczego do tego doszło? To już ustalają inne służby – mówi Cezary Olbryś.

Zupełnie inne warunki atmosferyczne towarzyszyły natomiast strażakom 20 czerwca, kiedy to doszło do groźnego pożaru przy ul. Makowej w Oborze. Strażacy musieli wtedy zmagać się nie tylko z żywiołem w postaci ognia, ale również z 25-stopniowym upałem. To właśnie tę akcję komendant plasuje na drugim miejscu w kategorii najtrudniejszych i największych interwencji 2021 r.

– Wczesnym popołudniem otrzymaliśmy zgłoszenie, że przy ul. Makowej w Oborze palą się składowane opony. W pierwszej chwili nie było dokładnie wiadomo, czego to dotyczy. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że faktycznie były tam składowane opony i elementy wyposażenia samochodów. Wszystko to w bliskiej odległości od domu rodzinnego, który też się zapalił – wspomina strażak.

Częściowemu spaleniu uległ garaż i poddasze domu. Sam pożar został dość szybko opanowany, strażacy ustalili też, że w budynku nie ma osób. W działaniach brało udział łącznie 15 zastępów straży pożarnej, 51 ratowników.

– Na miejscu zdarzenia działało 15 zastępów PSP i OSP, 51 ratowników zużyto 80 000 m3 wody oraz 200 litrów środka pianotwórczego. Powierzchnia zdarzenia to 300 m kw. Strażacy mieli bardzo trudne warunki do pracy z uwagi na wysoką temperaturę powietrza, wynoszącą ok. 34°C oraz znaczną ilość nagromadzonych części samochodowych. Jednym z utrudnień był problem z jej dostawą wody, bo sieć hydrantowa takiego obciążenia nie wytrzymuje . Woda musiała być więc dowożona z pobliskich miejscowości – wyjaśnia komendant.


POWIĄZANE ARTYKUŁY