To była trudna walka, na szczęście bez ofiar

2161

To był ciężki dzień i równie trudna noc – tak służby ratunkowe, oceniają walkę ze skutkami wichury, jaka nawiedziła nasz region. – Na szczęście wiatr słabnie. Dziś nie będzie już tak intensywnie, ale wciąż mamy jeszcze sporo pracy w terenie – tłumaczy st. bryg. Cezary Olbryś, zastępca komendanta Państwowej Straży Pożarnej w Lubinie.

Wczorajsze zdarzenie w Miłosnej wyglądało bardzo groźnie

Powalone drzewa, połamane konary, zerwane dachy, zniszczone samochody czy ogrodzenia, uszkodzone linie energetyczne – długo można by wyliczać, jakie zniszczenia spowodowała w naszym powiecie wczorajsza wichura. Wiele wsi pod Lubinem do późnych godzin wieczornych było pozbawionych prądu, a nawet wody. Energii brakowało też w wielu punktach w samym Lubinie.

– Do godziny 9.00 dziś rano łącznie odnotowaliśmy 108 zdarzeń, gdzie niezbędna była nasza interwencja – wylicza Cezary Olbryś. – W terenie było wiele jednostek zarówno od nas, z Państwowej Straży Pożarnej, jak i z Ochotniczych Straży Pożarnych z całego powiatu. Większość zdarzeń dotyczyła powalonych drzew, które blokowały drogi lub uszkodziły auta. Najgroźniejsza – jeśli chodzi o życie ludzkie – była sytuacja na drodze krajowej nr 36 w pobliżu Miłosnej, gdzie drzewo spadło na jadący samochód. Wyglądało groźnie, na szczęście kierowca opuścił pojazd o własnych siłach, skończyło się na stłuczeniach i otarciach. Najważniejsze, że nie było żadnych ofiar – podkreśla.

Sześć zdarzeń dotyczyło też zerwanych dachów, zarówno na budynkach mieszkalnych, jak i gospodarskich. Pomoc strażaków była tutaj niezbędna, by zabezpieczyć budynki przed zalaniem.

Strażacy mieli wczoraj nieco utrudnione działania, ponieważ od niedawna numer 998 został włączony do Centrum Powiadamiania Ratunkowego. To oznacza, że każdy zgłaszający rozmawiał z dyspozytorem we Wrocławiu, a nie z dyżurnym z Lubina. 

– W efekcie otrzymywaliśmy krótki, lakoniczny komunikat, bez możliwości dopytania o szczegóły. W sytuacji, gdy nagle spływa do nas przykładowo 40 zgłoszeń, istniało ryzyko, że mogliśmy przeoczyć coś istotnego. Stąd decyzja o zadysponowaniu do pracy drugiego dyżurnego – jeden na bieżąco przyjmował zgłoszenia, a drugi je analizował. Oczywistym jest, że w takiej sytuacji w pierwszej kolejności służby ratunkowe kierowane są w miejsca, gdzie istnieje większe zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi, bądź – w przypadku zablokowanych dróg – tam, gdzie ruch jest bardziej natężony – tłumaczy st. bryg. Olbryś.

Dziś – mimo że wiatr nieco już osłabł – strażacy wciąż jeszcze przyjmują kolejne zgłoszenia i pracują w terenie.


POWIĄZANE ARTYKUŁY