Teraz wywiad, wkrótce koncert

30

W Klubie Pod Muzami, w piątek 25 maja, wystąpi Piotr Łopaciński – muzyk, wokalista, instruktor emisji głosu. Recital rozpocznie się o godzinie 20. Bilety wstępu, w cenie 10 zł, do nabycia w kasie ośrodka. W dniu koncertu będą o 5 zł droższe.

Poniżej zamieszczamy wywiad z artystą. Z Piotrem Łopacińskim rozmawia ADRIAN MARENDZIAK.

► Wróciłeś właśnie z Londynu, gdzie z tego co mi wiadomo miałeś bardzo napięty grafik. Opowiedz jak było?

– Tak istotnie, grafik miałem wypełniony mnóstwem muzyki. Poznawaniem nowych ludzi, poszukiwaniami inspiracji. Londyn to dla mnie miasto magiczne. Jest to niesamowity tygiel kulturalny, gdzie powstaje mnóstwo najróżniejszej muzyki.
Zostałem tam zaproszony do udziału w koncercie charytatywnym, z którego dochód był przeznaczony na pomoc dla chorej dziewczynki. Po nim wiele osób chciało jeszcze mnie usłyszeć, więc spontanicznie zorganizowany został kolejny koncert z moim udziałem. Poznałem również ludzi, którzy pracują w jednym z londyńskich studiów nagrań. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to przy następnej wizycie w Londynie będę mógł z niego korzystać.

► Twój pierwszy występ publiczny? Pamiętasz go?

– Tak. To było w przedszkolu, miałem wtedy pięć lat. Uczęszczałem na zajęcia z rytmiki, podczas których pani zauważyła moje zdolności muzyczne i poprosiła, by wychowawczynie przygotowały mnie do występu wokalnego. Co ciekawe, w dniu kiedy miałem zaprezentować swoje umiejętności, stwierdziłem, że chyba jednak bardziej wolę dzwonki niż śpiew (śmiech) i nie zastanawiając się długo usiadłem wraz z innymi dziećmi do gry. Jednak siła śpiewu była silniejsza i na chwilę przed występem zostałem wyłowiony z grona grających maluchów i zaśpiewałem przedszkolny szlagier „Były sobie kurki trzy”. (śmiech)

► Skąd u Ciebie zainteresowanie muzyką? Czy ktoś z Twojej rodziny muzykuje? Może też ktoś ma jakieś osiągnięcia w tej dziedzinie?

– W mojej rodzinie zawsze rozbrzmiewała muzyka. I nie mówię tutaj o muzyce puszczanej z kaset czy płyt, ale o takiej żywej, wykonywanej przez rodziców czy rodzeństwo. Mój dziadek ze strony mamy grał na klarnecie, a ze strony taty na harmonijce i akordeonie. Moi kuzyni i kuzynki z powodzeniem grywają na instrumentach. I choć nie każdy robi to profesjonalnie, to jednak odczuwa wewnętrzną potrzebę otaczania się muzyką, przez którą wyrażają w pełni siebie. To właśnie dzięki temu nie pozostałem obojętny na muzykę i jej piękno. Zawsze się nią otaczałem. Najpierw podczas uczęszczania do Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Lubinie, następnie do Liceum Muzycznego w Legnicy, a teraz studiując w Instytucie Muzyki Uniwersytetu Zielonogórskiego.

► Jesteś nauczycielem śpiewu i jednocześnie koncertującym wokalistą… Co sprawia Ci więcej radości? Śpiew czy nauczanie?

– Jest to trudne pytanie. Wydaje mi się, że jedno wynika z drugiego i ciężko wskazać tutaj jakąś nadrzędność. Dzięki temu, że jestem instruktorem w zakresie emisji głosu, czynnie prowadzącym zajęcia, mogę ucząc doskonalić swoje umiejętności, wykorzystywać podczas występu wiedzę i doświadczenie, które stosuję podczas nauczania.
Moje występy z kolei są też formą lekcji dla moich podopiecznych. Oglądając je, słuchając jak śpiewam i analizując, mogę praktycznie ukazać pewne aspekty z zakresu kształcenia głosu, których nie mógłbym wytłumaczyć w czasie zajęć.

► Prowadziłeś, z powodzeniem, przez kilka lat Lubiński Chór Gospel. Dlaczego to przedsięwzięcie zostało zaniechane? Czy planujesz reaktywować ten chór lub tworzyć nowy?

– Chór gospel, który był przeze mnie prowadzony przez niemal trzy lata, był przedsięwzięciem, który – powiem szczerze – zaskoczył mnie. Nie spodziewałem się, że w naszym mieście tak wiele osób fascynuje muzyka gospel. W większości byli to młodzi ludzie, dla których uczestnictwo w próbach było pierwszymi muzycznymi krokami. Jednak po ukończeniu liceum, duża część składu wyjechała na studia do dużych ośrodków akademickich. Ponadto w tamtym czasie kończyłem studia na poziomie licencjackim i musiałem też więcej czasu poświęcić na naukę, próby i inne projekty na uczelni. Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że przedsięwzięcie zostało zaniechane. Po prostu, jest teraz realizowane w inny sposób, jak choćby poprzez Lubińskie Warsztaty Gospel, czy koncerty z cyklu Gospel Jam Session.

► Dlaczego zafascynowanie właśnie muzyką gospel, która w Polsce nie cieszy się aż tak dużą popularnością?

– Samo tłumaczenie słowa gospel – pochodzące z języka staro angielskiego god spel – dobra nowina – określa charakter tej muzyki. Jest w niej mnóstwo żywiołowości, radości, spontaniczności. To właśnie dlatego moje zafascynowanie akurat tym gatunkiem. Muzyka gospel pozwala mi w pełni realizować się w swych zamysłach muzycznych.
Co do popularności w Polsce tej muzyki, to z roku na rok przybywa jej entuzjastów. W wielu miastach działają chóry wykonujące gospel, odbywają się warsztaty na które zaprasza się instruktorów i wykonawców tego nurtu z całego świata. W Lubinie duże zasługi dla rozwoju tej muzyki ma Kościół Chrześcijan Baptystów. Rokrocznie jest organizatorem Lubińskich Warsztatów Gospel. W tym roku odbyła się już ich VI edycja.

► A jak na Twoje gusta muzyczne zapatrują się potencjalni odbiorcy? Czy spotykasz się z krytyką?

– Wyznaję zasadę, że to co dobre obroni się przed krytyką samo. We wszystko co robię wkładam mnóstwo dobrych emocji, mnóstwo siebie, wierząc, że publiczności będzie podobało się moje wykonanie. Jednak nie można dogodzić każdemu. Pojawiają się pytania, czy sugestie, bym śpiewał po polsku. Niestety. Muzyka gospel narodziła się w Stanach Zjednoczonych i jej najlepsze piosenki pisane są w języku angielskim. To tak jakby Bogurodzicę przetłumaczyć na język angielski i śpiewać Anglikom, dla których będzie ona kompletnie niezrozumiała. Każdy język ma charakterystyczne dla siebie zwroty, przenośnie, ale i kontekst kulturowy – doświadczenia i przeżycia danej społeczności.

► Śpiewasz piosenki m. in. Whitney Houston. Kobiety obdarzonej pięciooktawową skalą głosu. Była fenomenem wokalnym. Media po jej śmierci pisały na pierwszych stronach, że odszedł najlepszy głos na Ziemi. Czy to nie za ambitny repertuar? Nie boisz mierzyć się z tak trudnymi utworami?

– Zgadzam się co do trudności repertuaru. Jest to najwyższa półka, jeżeli chodzi o muzykę rozrywkową. Jednak osobiście uważam, że kupując samochód, który może jeździć 200 km/h, nie oznacza przecież, że z taką prędkością będziemy stale podróżować. Tak samo jest z piosenkami Whitney Houston. Pokazuje ona w nich tylko część swoich możliwości wokalnych. Nikt bowiem nie mógłby w każdym utworze wykorzystywać pełnej skali swojego głosu. Moje doświadczenie wokalne, zdobyta przez lata nauki wiedza z zakresu emisji głosu, dała mi coś, co my muzycy nazywamy świadomością śpiewu. Dzięki temu wiem jak śpiewać jej piosenki. Z jakich technik wokalnych korzystać, by brzmieć w jej repertuarze korzystnie.

► Skąd pomysł, idea koncertu? Dlaczego właśnie Greatest Love Of All?

– Pomysł na zorganizowanie koncertu zrodził się przed dwoma laty. Początkowo chciałem, aby odbył się w Kaplicy Zamkowej na Wzgórzu Zamkowym w walentynki. Jednak pewne problemy organizacyjne oraz nadmiar obowiązków w przygotowywanych przeze mnie innych projektach muzycznych, sprawił, że koncert został nieco przesunięty w czasie i odbywa się w maju, co też jest zbieżne z jego charakterem – wszystko rozkwita, także uczucia.
Tytuł koncertu zrodził się spontanicznie w głowie mojego przyjaciela. Jest to tytuł piosenki Whitney Houston – artystki, która potrafiła swym głosem opowiadać w niezwykle piękny sposób o miłości. Moją największą miłością ze wszystkich jest muzyka i chciałbym ją pokazać podczas tego występu na który serdecznie wszystkich zapraszam.


POWIĄZANE ARTYKUŁY