– Po niemal dwóch miesiącach śledztwa nikomu nie postawiliśmy zarzutów – przyznaje prokurator Barbara Izbiańska, szef Prokuratury Rejonowej w Lubinie. Chodzi o majowy szturm górników na teren siedziby biura zarządu KGHM, podczas którego pod naporem tłumu pękło ogrodzenie chroniące dostępu na teren władz spółki.
– W toku postępowania przesłuchani zostali między innymi liderzy związkowi, którzy zaprosili załogę do udziału w manifestacji. Sprawę badamy pod kątem legalności zgromadzenia. Do obejrzenia pozostały jeszcze taśmy z zapisem przebiegu zdarzenia. Póki co nie ma podstaw, by komukolwiek postawić zarzut popełnienia przestępstwa. Na ostateczną decyzję musimy poczekać do chwili zaznajomienia się z całością materiału – podkreśla prokurator Barbara Izbiańska.
Przypomnijmy, że w pierwszych dniach maja górnicy, zdeterminowani brakiem porozumienia pomiędzy zarządem a związkowcami w sprawie podwyżek, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Pod siedzibą spółki pojawiło się około pół tysiąca pracowników firmy. Żądania górników zostały wprawdzie zrealizowane i pierwsze pieniądze wpłynęły już na ich konta, jednak nie umilkły echa tamtejszego wydarzenia.
Zarząd KGHM złożył pisemne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, dotyczącego nielegalnego zbiegowiska. Po przesłuchaniu jednego z członków zarządu spółki, 25 maja, Prokuratura Rejonowa w Lubinie wszczęła śledztwo własne w tej sprawie.
Prowadzone postępowanie ma wyjaśnić czy zdarzenie rzeczywiście miało charakter zbiegowiska, którego uczestnicy wiedzieli, że wspólnymi siłami dopuścili się gwałtownego zamachu na mienie, konsekwencją czego było uszkodzenie bramy. Prokuratura sprawdza też czy twierdzenia zarządu, że zachowanie demonstrantów miało postać wdarcia się na ogrodzony teren KGHM przez osoby nieuprawnione są faktycznie uzasadnione.
Za takie przestępstwo grozi kara od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Pytanie, czy kara miałaby dotyczyć każdego z górników czy też tylko związkowych liderów.