Szybowiec jak narkotyk

3249

– To trochę jak nałóg: gdy kończy się lot, to już myśli się o następnym – mówi Leszek Tokarz, pilot z Bielska-Białej. Wraz z kilkudziesięcioma kolegami z całej Polski przybył do Lubina na doroczny Wiosenny Obóz Przelotowy. Przez kilkanaście dni wszyscy będą tu doskonalić umiejętności pilotowania szybowców.

Wiosenny Obóz Przelotowy to impreza, z której lubiński aeroklub słynie w całej Polsce. Bywały już nawet edycje z udziałem zagranicznych szybowników. W tym roku piloci spotkali się po raz trzynasty.

– Zaczęło się od tego, że wcześniej w Polsce były tylko zawody szybowcowe, ale brakowało imprezy o charakterze bardziej integracyjnym i szkoleniowym, przygotowującej pilotów do sezonu. Zorganizowaliśmy coś takiego i chwyciło – opowiada Jakub Eichstaedt, wiceprezes Aeroklubu Zagłębia Miedziowego. – Dziś w kraju odbywają się już inne podobne wydarzenia i to jest super, bo każda okazja do szkolenia pilotów jest świetną sprawą – dodaje.

Jakub Eichstaedt

Tegoroczny WOP rozpoczął się 10 czerwca. Codziennie, jeśli tylko pogoda pozwoli, pilotom wyznaczane są dwie, trzy, czasem nawet cztery różne trasy. Nie ma rywalizacji, tylko trening. Jak mówią lotnicy, sztuką jest wystartować, polatać i bezpiecznie wrócić.

– Chodzi o to, żeby pokonywać własne bariery. Żeby przelecieć daną trasę w odniesieniu do swoich osobistych rekordów. Oprócz lotów treningowych są też wykłady i rozmowy. Wszystko po to, żeby móc podnieść kwalifikacje – wyjaśnia Eichstaedt.

Na lubiński obóz przylatują licencjonowani piloci. Część z nich ma własne szybowce, pozostali korzystają ze statków AZM-u.

Dariusz Raglewski z Krakowa w WOP-ie bierze udział już od dziesięciu lat.

– Uczestniczę w kilku takich imprezach w ciągu roku i do Lubina wracam z przyjemnością, bo organizacja jest tu wyśmienita – zapewnia. – Jestem pilotem, który dużo lata w górach, w Tatrach, więc wrażenia tam są zupełnie inne. Ale latanie nizinne też jest fantastyczne, bo są tu bardzo dobre rejony termiczne. Ta zachodnia część Polski z lasami – od Lubina w stronę Zielonej Góry – to jest coś, na co my, piloci szybowcowi, czekamy z utęsknieniem przez cały rok. Na wysokie i dalekie loty, które dają mnóstwo frajdy i satysfakcji – twierdzi.

Dariusz Raglewski

Krakowski pilot lata szybowcem od trzynastu lat. W powietrzu spędził ponad 1 400 godzin, pokonując łącznie 40 tysięcy kilometrów, czyli długość ziemskiego równika. Skompletował też wszystkie odznaki szybowcowe – srebrną, złotą i diamentową – przyznawane za osiągnięcie odpowiednich dystansów, przewyższeń i czasów trwania lotu. I wciąż mu mało…

– Od dziecka marzyłem o lataniu. Wypadek losowy przeszkodził mi w karierze pilota zawodowego, ale trzynaście lat temu zobaczyłem szybowce krążące nad Tatrami. Cztery dni później byłem już uczestnikiem kursu szybowcowego – wspomina Raglewski.

Co ciekawe, zapytani o odczuwane w czasie lotu emocje piloci zgodnie twierdzą, że ich nie ma.

– Skupiam się na zadaniu, na szukaniu noszeń, na tym, żeby po prostu nie spaść. Bo jak wylądujemy w polu, to wtedy nie dość, że pół dnia jest stracone, to jeszcze dochodzą koszty sprowadzenia szybowca przez ekipę ratowniczą – mówi Jakub Eichstaedt.

– W czasie lotu nie myśli się o niczym innym. Człowiek jest odcięty od rzeczywistości i skupiony wyłącznie na pilotażu i wykonaniu zadania – potwierdza Leszek Tokarz.

Emocje jednak się pojawiają, tyle że… na ziemi.

– To trochę jak nałóg: gdy kończy się lot, to już się myśli o następnym. Bywa, że gdy na górze zdarza się coś trudnego, to się mówi „nigdy więcej!”. A po wylądowaniu i tak jest myśl o kolejnym starcie – przyznaje Tokarz.

– Niektórzy mówią, że z pilotami jest tak, że gdy są na ziemi, to marzą, żeby być w powietrzu. A jak już są w powietrzu, to marzą, żeby bezpiecznie znaleźć się na ziemi – żartuje Dariusz Raglewski. – To rzeczywiście działa jak narkotyk – trudno dłużej wytrzymać bez latania i te okresy od weekendu do weekendu bywają trudne do wytrzymania.

Dziś warunki pogodowe zatrzymały wszystkie szybowce na ziemi, ale do 24 czerwca jeszcze nie raz będą krążyć nad miastem. Tyle czasu potrwa tegoroczny WOP.

Fot. Joanna Dziubek


POWIĄZANE ARTYKUŁY