Strajk wisi w powietrzu

15

Przy każdym kopalnianym szybie niebawem pojawią się przedstawiciele związków zawodowych, którzy będą tłumaczyć górnikom sens zapowiedzianego na dziś strajku. Od szóstej rano, na dwie godziny, pracę mają przerwać pracownicy wszystkich oddziałów KGHM.

 

W jednej z kopalń związkowcy szykują spektakularną akcję. Ubolewają, że bez udziału mediów. – W tych okolicznościach spółka nie wydaje zgody na wjazd dziennikarzy. Odmówiła nawet swoim z TVN24 – skarżą się organizatorzy protestu.
Po wczorajszym komunikacie, że strajk jest nielegalny, wśród części załogi pojawiły się wątpliwości, co do zasadności formy tego protestu. Krąży fama, że za udział w strajku jego uczestnicy mają być wyrzuceni z pracy.

– A kiedy oni mówili, że strajk jest legalny? Jeszcze nigdy tak nie było! – mówi Ryszard Kurek, członek rady nadzorczej spółki z ramienia załogi oraz wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego.

– A czego tu się bać, jeśli cała załoga stanie? – pyta retorycznie związkowiec. – Przecież wszystkich nas nie wyrzucą – zauważa.

Ryszard Kurek przyznaje, że wielu pracowników faktycznie może obawiać się utraty pracy, głównie ze względu na zaciągnięte pożyczki i kredyty. – Oczywiście, nikogo do strajku nie zmusimy, ale ludzie muszą mieć świadomość, że jak teraz nie zaprotestujemy, to za chwilę nie będzie pracy w ogóle, a zwłaszcza dla pracowników Huty Miedzi Legnica oraz Zakładów Górniczych Lubin. Te dwa, najmniej rentowne oddziały, natychmiast zostaną zamknięte. Nie muszę chyba tłumaczyć, co to oznacza dla Zagłębia Miedziowego – dodaje.

– Jeśli ludzie nie wezmą udziału w strajku ostrzegawczym, to ich wybór. Wtedy – jako człowiek, któremu zaufali – mogę mieć czyste sumienie. Tylko później niech nie mają do nikogo pretensji, jak praca w KGHM przestanie być dla nich satysfakcjonująca finansowo, o ile w ogóle jeszcze będą mieć pracę – ostrzega Ryszard Kurek.

Związkowiec przypomina najdłuższy strajk w historii firmy, kiedy to dokładnie 17 lat temu firma stanęła na 32 dni. Wówczas także rząd chciał sprzedać Polską Miedź. Okazało się, że kontrahent – który ponoć ostatecznie splajtował – miał nabyć lubińskiego potentata za śmiesznie małe pieniądze. Wtedy nikt nie miał wątpliwości, że dni KGHM byłyby policzone, bo inwestor w rzeczywistości miał przejąć polskiego producenta miedzi jedynie po to, by go wykluczyć z rynku.

Gros obecnej załogi nie pamięta tamtych czasów. Związkowcy przyznają, że młodzi są bardziej bojaźliwi, ale wierzą w ich „rozsądne myślenie”. – Damy Platformie zgodę na sprzedaż dziesięciu procent akcji, to tak jakbyśmy dali palec. Nawet się nie połapiemy, kiedy pójdzie cała ręka. I to będzie nasza ręka, ale… w nocniku – przekonują.

Wczoraj dalszą prywatyzacją miedziowego holdingu zajmował się Komitet Stały Rady Ministrów. Dziś rząd ma zaakceptować listę przedsiębiorstw, których akcje zostaną sprzedane. Na tej liście jest Polska Miedź. Politycy chcą bowiem pozbyć się przynajmniej 10 proc. akcji tej spółki.


POWIĄZANE ARTYKUŁY