Zamieszanie wokół Manuela Arboledy rośnie z dnia na
dzień. Wczoraj prezes Zagłębia Lubin oświadczył, że jego klub złoży do
prokuratury doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa – pisze
"Przegląd Sportowy".
"Istnieją wszelkie przesłanki, aby twierdzić, że dokument poświadczający jego kontrakt z klubem CDTolima, został sfałszowany" – mówi Robert Pietryszyn.
Sprawa oczywiście rozbija się o ustalenie przynależności klubowej
Arboledy. Zagłębie twierdzi, że jest ich piłkarzem do czerwca 2009
roku, bo pozyskało go na zasadzie transferu definitywnego. Ale menedżer
piłkarza Ricky Schanks lansuje inną wersję: Arboleda do Lubina jest
wypożyczony tylko końca obecnego sezonu. Dlatego starający się o
kolumbijskiego obrońcę "Kolejorz" nie ma zamiaru płacić mistrzom Polski
400 tysięcy euro, bo tyle żąda Zagłębie. "Lech robi nam świństwo. Tak nie postępują wobec siebie przyjaciele"
– kwituje postawę szefów poznańskiego klubu prezes Zagłębia. Wszystko
dlatego, że do Lubina wpływają zapytania transferowe z Legii,
Kolportera, Groclinu i Jagiellonii Białystok, ale menedżer Schanks
upiera się, że Arboleda jest już dogadany z Lechem.
"Problem polega na tym, że Lech nie złożył nam żadnej oferty, tylko
od razu rozmawia z piłkarzem, a to jest niezgodne z prawem związkowym" – twierdzi Pietryszyn. "Rzeczywiście,
już nie rozmawiamy z Zagłębiem, bo według naszej wiedzy prawa do
Arboledy ma kolumbijski klub CD Tolima. Mamy dokumenty z UEFA, które to
potwierdzają. To jest skomplikowana sytuacja, dlatego wolimy poczekać
do lipca, bo wtedy europejska federacja będzie musiała rozwiązać spór,
który na pewno powstanie między Zagłębiem a Kolumbijczykami. Wcześniej
UEFA się tym nie zajmie, więc i my nie chcemy płacić za piłkarza, bo
okaże się, że będziemy musieli przelać pieniądze na konto dwóch klubów" – opowiada prawnik Lecha Poznań Jacek Masiota.
"Więcej w Przeglądzie Sportowym"
Fot. zaglebie-lubin.pl