Burmistrz Ścinawy Krystian Kosztyła spotkał się z mieszkańcami Zaborowa przy okazji rozprawy administracyjnej w sprawie kurników, które tuż pod nosem mieszkańców chce otworzyć inwestor z sąsiedniej gminy. Rozprawę przeprowadzono, bo zaborowianie twierdzą, że o planowanej inwestycji nie zostali prawidłowo zawiadomieni, a wywieszenie obwieszczenia na drzewie czy słupie nie jest wystarczające. Urzędnicy twierdzą, że obowiązują ich procedury i to mieszkańcy przeoczyli terminy.

Konflikt o inwestycje w trzech halach, tzw. jałownikach, wybudowanych jeszcze w latach 70-tych na potrzeby hodowli krów toczy się już od lat. Wcześniej mieszkańcom udało się, z pomocą sanepidu, doprowadzić do zamknięcia w tym miejscu świniarni. Teraz inny inwestor chce uruchomić tam nowoczesną hodowlę brojlerów kurzych. Zaborowianie boją się o zdrowie, smród i wartość swojego majątku.
– Nie zgadzamy się na kurniki, tak jak wcześniej nie zgadzaliśmy na hodowlę świń w tym miejscu. Uważamy, że 22 metry od działek mieszkalnych to zdecydowanie za blisko na taką działalność. Dookoła działki budowlane, mieszkania, domy. Ci, którzy mieszkają w pobliżu kurników wiedzą, co to znaczy. Prawo nie ustala żadnych norm ani limitów dla smrodu, jak my tu będziemy żyć? – pytają wzburzeni.

Mieszkańcy skarżą się, że nie mieli wystarczających informacji na temat planowanej inwestycji. Mają żal, że władze gminy i reprezentujący ich radny nie zadbali wystarczająco o ich interesy.
– Uważaliśmy, że skoro starosta już dwa razy nie wydał pozwolenia na budowę, to sprawa jest zakończona. Nie wiedzieliśmy, że inwestor wykorzysta inną ścieżkę – mówią rozgoryczeni.

Teraz urzędnicy sprawdzali, czy mieszkańcy zostali właściwie poinformowani i czy są podstawy wznowienia postępowania w sprawie wydania decyzji środowiskowej. Podczas rozprawy przesłuchano kilkadziesiąt osób. Jeśli okaże się, że informacja do nich nie dotarła, postępowanie będzie można wszcząć od nowa.
– Nas obowiązują procedury. Mamy ponad 20 stron tego postępowania – wyjaśnia burmistrz Krystian Kosztyła. – Inwestor wystąpił o wydanie decyzji środowiskowej, dodatkowo nałożyliśmy na niego wykonanie tzw. raportu oddziaływania na środowisko, raport ten został pozytywnie zaopiniowany przez regionalnego dyrektora ochrony środowiska, przez sanepid, a ponadto zamierzenie inwestycyjne zgodne jest z obowiązującym planem zagospodarowania przestrzennego dla tego terenu. Mieszkańcy w wyznaczonym czasie nie wnieśli żadnych uwag, więc nie było podstaw, żeby nie wydać tej decyzji – dodaje.
Sołtys Zaborowa, Grażyna Wietrzykowska, tłumaczy, że obwieszczenie dostała od urzędników w jednym egzemplarzu, żeby, zgodnie z literą prawa, wywiesić je na tablicy ogłoszeniowej. Zaborów tablicy ogłoszeniowej nie ma, więc sołtys pismo skserowała i wywiesiła na klatkach schodowych w blokach, na starej remizie, na ogłoszeniowym słupie i w sklepie. Choć nie wszyscy pismo widzieli, wieść rozeszła się pocztą pantoflową. Mało kto był jednak świadomy nadchodzących konsekwencji.
– Zaborów nie ma zamykanej tablicy ogłoszeniowej, ogłoszenia wywieszane na słupach, klatkach schodowych czy drzewach nie wiszą zbyt długo – zrywane są przez dzieci, wiatr, niszczone przez deszcz, przykrywane reklamami. W dodatku urzędowe dokumenty pisane są niezrozumiałym językiem, mają często kilka, kilkanaście stron, ciężko je zrozumieć, a po wyjaśnienia trzeba się wybrać do Ścinawy, w godzinach pracy urzędu, i to w ciągu kilku dni od daty ogłoszenia – mówi sołtys.

Wspomniana rozprawa uchyla wydawałoby się już zamknięte drzwi. Jeśli postępowanie zostanie wznowione, mieszkańcy będą mieli jeszcze jedną szansę na zgłoszanie swoich uwag. Ponadto zaborowianie uważają, że w tej sprawie popełnionych zostało wiele błędów proceduralnych i chcą zmiany planu zagospodarowania przestrzennego tak, żeby pozwalał w tym miejscu prowadzić mało uciążliwą działalność – np. hurtownię, warsztat, usługi.
Młody inwestor z sąsiedniej gminy całą sprawą jest zmęczony.
– Długo czekałem, aż dokumenty będą w porządku. Przedstawiłem raport, czekałem na decyzję, mieszkańcy nie wnieśli uwag. Na jednej z działek trwają już prace budowlane. Gdybym wiedział, że sprawy tak się potoczą, nie kupowałbym tej nieruchomości, zainwestowałbym gdzie indziej – mówi hodowca.
Mieszkańcy do inwestora pretensji nie mają. Kurników jednak nie chcą.
