LUBIN. Od 8 rano pracownicy MOPS-u ze strażą miejską objeżdżali miejsca, gdzie zazwyczaj przebywają bezdomni, proponując im nocleg w ciepłym miejscu i gorący posiłek. Gwałtowny spadek temperatury spowodował, że w lubińskiej ogrzewalni zrobiło się tłoczno, coraz więcej jest też telefonów od mieszkańców, zgłaszających, że widzieli marznącego człowieka, który potrzebuje pomocy.
Odkąd ruszyła ogrzewalnia, czyli od 15 grudnia, przewinęły się przez nią 42 różne osoby bezdomne.
– W czasie jednej nocy maksymalnie nocują tam 22 osoby. I odkąd powróciły tęgie mrozy, właśnie tyle każdej nocy mamy tam bezdomnych – mówi Stanisława Lewandowska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.
Część śpi na łóżkach, część na materacach rozłożonych na podłodze. Tu mogą liczyć na gorące napoje i coś do zjedzenia. Jednak ogrzewalnia, prowadzona przez Towarzystwo Pomocy św. Brata Alberta, działa tylko w nocy, a dokładnie od godziny 20 do 8 rano.
– W ciągu dnia bezdomni ogrzewają się w budynkach należących do zboru zielonoświątkowego przy ulicy Leśnej – dodaje dyrektor Lewandowska. – Mogą też zjeść ciepły posiłek w jadłodajni przy kościele św. Jana Bosko. Każdy kto przyjdzie w taki ziąb, dostanie zupę, nie musi mieć nawet skierowania z MOPS-u.
W tym roku żaden z bezdomnych nie stracił życia z powodu mrozu. Zapewne wielu uratowali przechodnie, którzy widząc marznących, zadzwonili pod numer 697 110 123 do dyżurującego całą dobę pracownika MOPS-u. Najgroźniejsza sytuacja, jaka się wydarzyła, była związana i z mrozem, i z chorobą jednego bezdomnego. – Musieliśmy odwieźć tego pana do szpitala, a potem trafił on do domu pomocy społecznej – wyjaśnia Stanisława Lewandowska.
Pracownicy MOPS-u ze strażą miejską systematycznie, gdy przychodzą mrozy, objeżdżają miejsca, gdzie przebywają bezdomni i proponują im pomoc. – Przy tak niskich temperaturach, jakie mamy teraz, chętniej korzystają z naszej pomocy. Jednak zazwyczaj nie chcą trafić do ośrodka, gdzie przebywa się całą dobę i wolą nocleg. My nie możemy nikogo do niczego zmusić – dodaje Stanisława Lewandowska.
– Nie chcę iść do schroniska, bo tam się trzeba modlić, a ludzie mają wszy – wyznaje bezdomny mieszkający w altance na lubińskich działkach. – Wolę takie życie. Zbieram puszki. A że nie piję, za pieniądze, które za nie dostanę, mogę sobie coś kupić. Teraz kupiłem harmonijkę – kończy, wyciągając instrument, i gra strażnikom miejskim oraz dziennikarzom, którzy im towarzyszyli.
Obecnie lubiński MOPS finansuje pobyt w całodobowym schronisku poza Lubinem 32 osobom bezdomnym. Reszta „mieszkańców” Lubina bez dachu nad głową korzysta z pomocy doraźnej, czyli ogrzewalni.
Według szacunków MOPS-u w ubiegłym roku w Lubinie na stałe przebywało 54 bezdomnych. Lubiński ośrodek pomógł w sumie w 2010 roku 108 takim osobom, część z nich była w mieście tylko tymczasowo.