Siedmioosobowa grupa polskich spadochroniarzy brała udział w 14 Mistrzostwach Federacji Spadochronowej ASIANIA. Wśród nich było dwóch mieszkańców naszego miasta. Bracia, Roman i Edward Wejksznia od wielu lat pasjonują się tą dość niszową dyscyplina sportu w Polsce. Do Chin pojechali pod patronatem Tadeusza Kielana, starosty lubińskiego. Bracia z dumą prezentowali flagę naszego powiatu na ziemiach chińskich.
Edward Wejksznia i Roman Wejksznia, Jacek Brzeziński z Wrocławia, Piotr Dziergas z Bielska-Białej, Bartłomiej Gąsiorek z Kielc, Andrzej Nalepa z Wrocławia, , a także mieszkający w Pekinie Arkadiusz Czopor reprezentowali Polskę w międzynarodowych mistrzostwach Azji w skokach spadochronowych. W kategorii drużynowej, nasza kadra zajęła 8 miejsce. – Była to konkurencja na celność. Czyli po wyskoczeniu z samolotu, zawodnik musiał wylądować na tak zwanej „patelni”, czyli punkcie wcześniej określonym przez organizatorów. Miejscem, gdzie wszyscy kończyliśmy konkurencję był stadion w miejscowości Fu-Jang – mówił Edward Wejksznia, reprezentant Polski.
Wszystkie skoki były wykonywane z samolotów Cessna 208, Pilatus Porter oraz Yun-52. Władze Chin specjalnie na mistrzostwa zakupiły dwie nowe maszyny. Jedna z nich musiała po pierwszych skokach wrócić na ziemię. Powód? Brak obsługi technicznej, która sprawdziłaby stan maszyny. Łącznie w rywalizacji wzięło udział 23 reprezentacje. Polacy rywalizowali między innymi z Chinami, Singapurem, Nową Zelandią, Australią czy Arabią Saudyjską.
Sama organizacja imprezy była dopięta na ostatni guzik. W Polsce istnieje takie przeświadczenie, że naród chiński jest wspaniale zdyscyplinowany. Wszelkie pomyłki są niedopuszczalne i surowo karane. – Raziło mnie to, że w każdym normalnym kraju, kto chce pojawić się na widowisku sportowym, robi to. W Chinach wygląda to nieco inaczej. Ludzie dosłownie byli zwożeni na zawody ze szkół czy innym miejsc. Druga sprawa to taka, że my sami nie mogliśmy pojechać na zawody. Z hotelu byliśmy eskortowani przez policję. Całe miasto zamknięte bo my jedziemy. Praktycznie na każdym kroku byliśmy pilnowani. No cóż taki reżim – mówi Edward Wejksznia.
Lubinianie zapamiętają swój występ do końca życia. W końcu nie każdy może pochwalić się skokiem ze spadochronu w kraju, w którym mogą robić to tylko wojskowi. Roman i Edward Wejksznia już teraz zapowiadają kolejne uczestnictwo w zawodach. W planach mają wyjazd na Mistrzostwa Świata w Holandii. Problem jest tylko jeden, pieniądze. Koszta takiego wyjazdu są naprawdę spore. Po za tym sam udział w zawodach nie jest rzeczą prostą. Bracia muszą ciągle trenować, ale nie mają tak naprawdę gdzie. Muszą jeździć do Wrocławia bądź Kielc. W lubińskim Areoklubie sekcja spadochronowa została zlikwidowana. Nie ma więc możliwości treningów na miejscowym lotnisku. Ten fakt nie zraża obu panów. W końcu spadochroniarstwo to ich pasja i na pewno będą dążyć do tego, aby startować w możliwie jak największej ilości zawodów.