Jak szukać, by znaleźć i jak zbierać, by zjeść ze smakiem i nie zachorować? Tylko wytrawni grzybiarze znają odpowiedź na to pytanie. Sezon grzybowy w pełni i coraz więcej osób można spotkać w lesie z koszem pełnym rydzów lub prawdziwków. Ci bardziej leniwi wolą kupić już gotowe pojemniczki pełne grzybów. Tylko czy lepiej wybrać się po nie do sklepu, czy do grzybiarza sprzedającego na ulicy?
– W tym roku jest mało grzybów. W lesie robią zręby i moje miejsca znikają. Muszę szukać nowych – przyznaje jedna z lubińskich grzybiarek, która swoje zbiory sprzedaje przed miejskim targowiskiem.
Kobieta już dawno nauczyła się, które grzyby są jadalne, a które omijać szerokim łukiem. – Mam prostą zasadę: jeśli nie jestem pewna, nigdy nie zbierałam takich grzybów, to po prostu ich nie podnoszę – zapewnia.
Jak wyglądają kurki czy rydze wie niemal każdy, ale kanie oraz prawdziwki można bardzo łatwo pomylić z trującym muchomorem lub popularnie nazywanym szatanem. Idąc do lasu nie warto więc posiłkować się atlasem, lepiej zaufać doświadczonemu oku.
– Często sprzedaję grzyby i ludzie nie boją się u mnie kupować – mówi inna grzybiarka. Mimo że do ich rozprowadzania potrzebny jest odpowiedni certyfikat, to nie dla wszystkich to jest odpowiednik pozwolenia. – Każdy mógłby mieć papierek, ale nie każdy ma potrzebną wiedzę. Na grzybach trzeba się po prostu znać – ucina lubinianka.