Sensacyjne znalezisko w lubińskiej piwnicy

384

W świecie sztuki to prawdziwa rewelacja! W piwnicy jednego z budynków w Lubinie przez dwadzieścia lat leżały zapomniane obrazy Brunona Podjaskiego. Ten malarz-prymitywista określany jest mianem „drugiego Nikifora”, a zainteresowane kolekcją jego prac są znane europejskie galerie.

Brunon Podjaski urodził się w 1915 r. w Linowcu – wiosce położonej na pomorskim Kociewiu, w pobliżu Starogardu Gdańskiego. Uczył się fachu kaflarza, ale porzucił ten zawód na rzecz ogrodnictwa, do którego miał ogromne zamiłowanie. Pracował w majątku rolnym do 1938 r., kiedy został wcielony do wojska. U schyłku II wojny światowej trafił do niewoli radzieckiej, przymusowo pracując w fabrykach na Zaporożu. Wówczas prawdopodobnie nabawił się gruźlicy, która w 1949 r. doprowadziła go do Bukowca – szpitala w Kowarach. Tam po zakończeniu leczenia podjął pracę. Tam też poznał grafika Józefa Gielniaka, który stał się jego przyjacielem i źródłem artystycznej inspiracji. Zarówno czas spędzony w Bukowcu, jak i relacja z Gielniakiem wywarły na Brunonie Podjaskim wielkie wrażenie. Cykl obrazów, które pokazują kowarskie sanatorium, jest najważniejszym dokonaniem tego artysty. Równie wielkie piętno odcisnęła na jego twórczości śmierć przyjaciela w 1972 r. Pięć lat później Podjaski przeniósł się do Lubina, podejmując pracę jako ogrodnik w KGHM. Cały czas malował, gromadząc prace w atelier, które mieściło się w jednym z pokojów jego mieszkania.

Niewiele brakowało, by obrazy przepadły. Po śmierci artysty w 1988 r. jego życiowa partnerka zamierzała je wyrzucić. Ich znajoma, pani Elżbieta, zaproponowała, że przechowa prace. „Tyle się chłop namalował, to niech sobie leżą”… I leżały. W kartonie, ułożone ciasno jeden na drugim. Na szczęście lubińskie piwnice są suche, więc płótna tylko się trochę zakurzyły.

Balansujące na granicy kiczu barwne obrazy, z zaburzoną perspektywą i proporcjami, pewnie w końcu trafiłyby na śmietnik, gdyby nie przypadek. Pani Elżbieta od lat korzystała z usług ubezpieczeniowych, które oferował jej Marcin Owczarek – po godzinach szef Towarzystwa Miłośników Ziemi Lubińskiej. Jedna z ich rozmów zeszła na temat Brunona Podjaskiego. Postać malarza była regionaliście dobrze znana, bo pisał o niej m.in. Henryk Rusewicz, autor wielu książek i opracowań dotyczących historii Lubina i jego okolic. Gdy Marcin zszedł z panią Elżbietą do piwnicy, okazało się, że w kartonie leżą najwyraźniej oryginalne „Brunony”. Dziś Owczarek występuje w roli pełnomocnika starszej już lubinianki, która sama nie chce rozgłosu.

– To było jakieś dwa lata temu. Porozmawiałem wówczas z kilkoma osobami i chwilę później przyszły dwa telefony – jeden z Londynu, drugi z Amsterdamu. Pojawiły się nawet konkretne propozycje, ale nie byliśmy wtedy gotowi, żeby na ten temat rozmawiać. Ja chciałem zdobyć więcej wiedzy na ten temat, właścicielce obrazów nie zależało na tym, by je na szybko sprzedawać. Dziś doszliśmy do wniosku, że warto coś z tym zrobić. Dlatego powiadomiliśmy media, żeby dać światu znać, że te obrazy tu są – opowiada Marcin Owczarek.

Media zareagowały szybko – telefon Marcina dzwoni dziś niemal bez przerwy. O obrazy Podjaskiego pytają zarówno redakcje ogólnoinformacyjne, jak i branżowe periodyki i portale poświęcone sztuce. Informacja o kolekcji była niczym kamień rzucony w wodę – dziś zatacza coraz szersze kręgi.

– Odezwała się do mnie właśnie starsza pani, będąca przyjaciółką Brunona, która twierdzi, że też ma jeden jego obraz. Poznałem też pana Mateusza, który jako dziecko często bywał w pracowni Podjaskiego. W jego atelier bez przerwy gościli ludzie. Jestem w kontakcie z Jerzym Chitro, mieszkającym w domu, w którym kiedyś mieszkał artysta. Jeden z obrazów Brunona przedstawia ten dom – wylicza Owczarek.

Dwa lata temu galeria Tate Modern w Londynie za kolekcję lubińskiego prymitywisty zaproponowała równowartość 160 tys. zł. – Myślę, że dziś warta jest co najmniej 200 tys. zł, a być może nawet dużo więcej. To fragment cen, jakie dzisiaj osiągają prace Nikifora, który za życia – podobnie jak Brunon Podjaski – był zupełnie nieznany i niedoceniany. Dopiero, gdy powstał film z fantastyczną Krystyną Feldman, Nikifor stał się w Polsce popularny. Prymitywizm polski wreszcie stał się modny już nie tylko za granicą – dodaje regionalista.

Medialny szum dopiero nabiera mocy, więc muzea – polskie i zagraniczne – jeszcze ofert nie składają. Nie ma też na razie propozycji od prywatnych kolekcjonerów. Marcin Owczarek chciałby, by obrazy pozostały na Ziemi Lubińskiej, ewentualnie na Dolnym Śląsku, a na pewno w Polsce. Dlatego przekonał też panią Elżbietę, by poczekała na oferty od rodzimych instytucji.

– Nie zmienimy tego, że Lubin jest kojarzony z KGHM, ale ludzie zaczynają podnosić głowy, rozglądać się i zadawać sobie pytania: „gdzie ja mieszkam? Co to za miejsce? Co tu się działo?”. Historia stała się popularna, dlatego marzy mi się na przykład galeria, w której pokazany byłby ten aspekt dziejów Lubina. Można byłoby z tego zrobić miejską perełkę – mówi szef Towarzystwa Miłośników Ziemi Lubińskiej.

– W tej chwili jesteśmy w stanie wyeksponować te prace w bardzo dobrej scenerii – zapewnia Marek Zawadka, dyrektor Muzeum Historycznego w Lubinie. Jego zdaniem jest zbyt wcześnie, by mówić o ewentualnym zakupie obrazów przez muzeum, ponieważ do podjęcia decyzji w tej sprawie niezbędne jest m.in. uzyskanie eksperckich wycen i ustalenia stanu prawnego obrazów. Brunon Podjaski zmarł bezpotomnie, ale nie można wykluczyć istnienia spadkobiercy, do którego faktycznie może należeć kolekcja.

Ile rzeczywiście wart może być zbiór znaleziony w piwnicy pani Elżbiety, tego na razie nie wiadomo. Kolekcja nie została poddana fachowej wycenie. Jeden z obrazów Podjaskiego został sprzedany na portalu aukcyjnym Liveauctioneers.com. W 2006 roku sygnowany przez autora obraz „Sanatorium” wyceniono na 190 dolarów, czyli wówczas niewiele ponad 500 zł. „Nikifory” w tym czasie były już kilkukrotnie droższe.

W październiku tego roku minie 30 lat od śmierci malarza. Jego grób na cmentarzu komunalnym w Lubinie jest starannie utrzymany, stoją na nim kwiaty i palą się znicze. Ktoś o Brunonie Podjaskim cały czas pamięta. Być może w okrągłą rocznicę śmierci doczeka się on uznania jako artysta.

Jeśli nawet jednak jego obrazy nie trafią do muzealnych sal, pojawi się on w książce, którą właśnie kończy Henryk Rusewicz. Ma ona ukazać się jeszcze w tym roku i poświęcona będzie znamienitym postaciom z historii Ziemi Lubińskiej. Brunon Podjaski znajdzie się w niej obok m.in. Jana Jonstona i Księcia Ludwika I.


W tekście wykorzystano informacje z krótkiej biografii Brunona Podjaskiego, autorstwa Henryka Rusewicza.


POWIĄZANE ARTYKUŁY