Sporo zdrowia i serca zostawiły na gdyńskim parkiecie podopieczne Bożeny Karkut i Renaty Jakubowskiej. Decydujący pojedynek Final Four PGNiG Pucharu Polski Kobiet do samego końca trzymał kibiców w napięciu. Wynik był sprawą otwarta. Dopiero ostatnie pięć minut dało odpowiedź, kto tym razem zabierze trofeum do domu. Rozmowa z Karoliną Semeniuk-Olchawą, rozgrywającą KGHM Metraco Zagłębia Lubin.
Przystępując do pojedynku z SPR-em Lublin, o czym przede wszystkim myślałyście?
Karolina Semeniuk-Olchawa: Musiałyśmy od samego początku skupić się na wszystkich zawodniczkach z Lublina. Tak samo na Dorocie Małek, czy na Alinie Wojtas. Spełniałyśmy nasze założenia. Raz może nam się udawało, raz nie, ale widać było w nas wspaniały charakter, bo grałyśmy do samego końca. Pomimo sporych dwuminutowych kar, bo dość często grałyśmy w osłabieniu, ale pokazałyśmy, że naprawdę potrafimy zwyciężać.
Zdobycie Pucharu Polski jest na pewno wspaniałą zapowiedzią finału fazy play-off Superligi Kobiet. Choć jak wiadomo, to dwie różne sprawy.
Karolina Semeniuk-Olchawa: Nie będę tutaj prorokować jeśli chodzi o mistrzostwo Polski. Na chwilę obecną chcemy choć przez chwilę nacieszyć się z tego trofeum, które zdobyłyśmy. Co będzie dalej czas pokaże. Na pewno jesteśmy mocniejsze psychicznie.
Sam pojedynek obfitował w emocje. Obie ekipy zostawiły na parkiecie dużo zdrowia.
Karolina Semeniuk-Olchawa: Mecz ustawiony na wysokiej poprzeczce. Sporo kar dwuminutowych, ale nie będę tutaj polemizować czy słusznych, czy też nie. Na pewno był to ciężki mecz, który kosztował nas sporo sił i zdrowia. W każdym razie, to my wyszłyśmy z tego pojedynku zwycięsko. Widać, że jesteśmy twardsze i charakterne z nas dziewczyny.
Dużą prace wykonała Monika Maliczkiewicz, która po raz kolejny udowodniła, że jest wspaniałą bramkarką.
Karolina Semeniuk-Olchawa: Na pewno dużo pomogła nam Monia w bramce. Miała fenomenalny występ. Jednak tutaj chciałam też powiedzieć o Kindze, która dla mnie zaprezentowała światową klasę w tym meczu. Nie układało nam się nieco w ataku, bo rywalki mnie odcięły, a Kinga wzięła piłkę i rzucała praktycznie z każdej pozycji.