W gminie coraz większe niepokoje. A wszystko przez oświatowe zawirowania. Dzieci z podlubińskich wsi, które dotąd uczyły się w mieście, od września będą musiały uczęszczać do szkół gminnych. – Nie wyobrażamy sobie sytuacji, kiedy do maluchów z podstawówki dołoży się teraz gimnazjalistów. Tam nie ma miejsca, jak dzieci mają uczyć się w takich warunkach? – dopytują zaniepokojeni rodzice.
O szkolnym konflikcie na linii wójt-prezydent pisaliśmy już wielokrotnie. Wójt uznała, że nie będzie więcej dopłacać do kształcenia gminnych dzieci w miejskich szkołach i znajdzie inne rozwiązanie. Ogłosiła to na ostatniej sesji. Przy podstawówce w Siedlcach ma teraz powstać gimnazjum z filią w Raszówce. Tym samym w obu szkołach będzie się teraz uczyć dużo więcej dzieci. I to w różnym wieku – od kilku aż do kilkunastu lat.
– Gimnazjaliści to już kawalerka, czują się prawie jak dorośli. Co ma taki 15-latek do 7-letniego dziecka? Te młodsze będą tylko popychane – narzeka jedna z mam pierwszoklasisty. – Sama chodziłam do szkoły w Raszówce, więc wiem, że jest tam za mało miejsca. Ściany nie są z gumy, nie rozciągną się – denerwuje się kobieta. – Moi znajomi zaczynają już przemeldowywać dzieci do rodziny do Lubina. Sama się nad tym zastanawiam – nie kryje.
Gmina nie wie jeszcze jak dokładnie będzie wyglądało kształcenie w wiejskim gimnazjum. O wszystkim zadecyduje dyrektor, a ten zostanie wyłoniony w drodze konkursu. Rzecznik gminy Janusz Łucki tłumaczy, że to dyrektor podejmie decyzję co z kadrą: czy zostaną zatrudnieni nowi nauczyciele, czy uczyć będą dotychczasowi, którzy na przykład zostaną przeszkoleni. Samorząd nie wie też, ile będą kosztować takie zmiany. Niewykluczone też, że będzie nawet drożej.
– Koszt nauczania naszych dzieci w Lubinie wynosił rocznie około 4,7 mln zł. 3 mln zł płaciliśmy na gimnazja, 1 mln zł na szkoły podstawowe, a około 700 tys. na dojazdy – wylicza rzecznik. – Teraz podstawowym kosztem będzie utrzymanie szkoły, czyli wynagrodzenia nauczycieli i pomoce szkole plus dojazdy dzieci z innych wsi – dodaje rzecznik.
Dla zmartwionych rodziców dobrą wiadomość ma miasto. Każdy rodzic, któremu będzie zależało, by jego dziecko uczyło się w mieście, może złożyć podanie w miejskiej szkole. I jak zapewnia rzecznik prezydenta Jacek Mamiński, takie podanie na pewno nie zostanie odrzucone.
– Rodzice nie muszą się martwić. Ani fikcyjnie meldować swoich dzieci w mieście. Przyjmiemy do siebie każde dziecko, które będzie chciało się uczyć w Lubinie – podkreśla Jacek Mamiński. – My nie mamy sporu z dziećmi ani rodzicami. I nie będziemy zamykać drzwi przed dziećmi, które chcą się uczyć. Co więcej, jeśli się okaże, że nadal będziemy musieli dopłacać do kształcenia w szkołach, to tylko pokazuje sztuczność podziału na miasto i gminę. I potwierdza, że połączenie to słuszny pomysł – podsumowuje rzecznik prezydenta.