Kadra Polski kadetów i juniorów w boksie, pokonała dobrze wyszkolonych Włochów. Jak mówił Zbigniew Raubo, szkoleniowiec biało-czerwonych, łatwo nie było, bo część zawodników leczyło jeszcze przeziębienia, a jeden z reprezentantów nie pojawił się w dniu walki na ringu. Jednak minimalne zwycięstwo Polski, udowodniło tylko z jakim zaangażowaniem młodzi pięściarze podchodzą do tego co robią. Rozmowa ze Zbigniewem Raubo.
Polscy kadrowicze przystąpili do pojedynku z Włochami po dwutygodniowym obozie przygotowawczym. Pana podopieczni wygrali, choć w mediach pisano, że jesteście za słabi, aby podjąć rękawicę z takim przeciwnikiem.
Zbigniew Raubo: To nie są dzieci do obijania, tylko wzorowa reprezentacja. We wcześniejszym meczu we Francji dostaliśmy srogie lanie, dwa do szesnastu. A teraz inny skład i z potężną reprezentacją Włoch wygrywamy dwanaście do dziesięciu! Gdyby nie jedna strata kadrowa, to sądzę, że wynik byłby wyższy. Pracując z takimi zawodnikami, udowadniam, że ci chłopcy potrafią wygrać z potęgami światowymi.
W zespole biało-czerwonych wystąpił reprezentant MKB Energetyki Lubin, Patryk Milewicz. Jak pan oceni jego walkę?
ZR: Patryk Milewicz wygrał, zrobił swoje. Czasem trzeba dostać ostre lanie, żeby walczyć lepiej. Nie można się bać nikogo, bez względu na to, czy pojedynkuje się u siebie czy na wyjeździe. Tym meczem udowodniliśmy, że nie jest z naszą kadra tak źle, jak to dosyć często pisze prasa.
Plusy i minusy obu reprezentacji?
ZR: My byliśmy przygotowani lepiej kondycyjnie. Wszyscy Włosi już w trzeciej rundzie byli zmęczeni. Przerastają nas jednak trochę techniką. Są bardziej obyci z ringiem, wyluzowani. Widać już na samym wejściu na arenę walki, że oni czują się jak u siebie w domu. Moim zadaniem jest to, żeby nasza kadra rozgrywała jak najwięcej takich pojedynków, aby mogli nabierać doświadczenia.
Na początki meczu, Polska przegrywała 0:3 i jeszcze w pana głowie siedział ten nieszczęsny walkower, czyli w zasadzie było już 0:4. Jednak zawodnik nie pojawił się na ringu bo stchórzył, tylko z innego powodu.
ZR: Byłem trochę podłamany tym niespodziewanym walkowerem. O dwudziestej drugiej zadzwonili rodzice chłopca i powiedzieli, że ma wysoką gorączkę. Nawet nie miałem możliwości dobrania zawodnika na jego miejsce. Lubin niestety nie jest centrum Polski, żeby ktoś mógł tak szybko dojechać. Dlatego zwycięstwo nad Włochami, pomimo tej sytuacji, bardzo cieszy.