Arogancja czy zwykły przypadek? Żaden z radnych koalicji PO-Teraz Lubin-SLD nie pojawił się na dzisiejszej sesji rady miejskiej. Ze względu na brak kworum przewodniczący otworzył więc obrady, by zaraz je zamknąć.
Spośród 23 radnych na sesję przyszło tylko ośmiu. Pojawili się członkowie klubu Lubin 2006 radni niezależni oraz przewodniczący rady. Nie było za to nikogo z Platformy Obywatelskiej, Teraz Lubin ani Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
– Ja wypełniłem swoje obowiązki: przyszedłem i otworzyłem obrady, a ponieważ zabrakło kworum, sesja nie mogła się odbyć. Nie wiem dlaczego nie było pozostałych radnych, nikt nie zgłaszał mi, że ich nie będzie – tłumaczy Marek Bubnowski, przewodniczący rady miejskiej. – Może to przypadek albo utknęli w korkach – zastanawia się.
Zdaniem radnych, który wypełnili swój obowiązek i na obrady przyszli, nieobecność koalicji to celowe działanie.
– Zmówili się i specjalnie nie przyszli – mówi wprost Marian Węgrzynowski z klubu Lubin 2006. – Ja w takie przypadki nie wierzę. Pobierają diety, a na sesje nie przychodzą. Przewodniczący powinien wyciągnąć wobec nich konsekwencje – uważa radny.
Na sesji miała być dziś omawiana kwestia zmiany nazwy ulicy z Niepodległości na Kaczyńskiego czy upoważnienie prezydenta do zaciągnięcia kredytu na rewitalizację Parku Wrocławskiego.
– Planowaliśmy też zgłosić wnioski dodatkowe odnośnie hejnału Lubina i udzielenia pomocy finansowej Ścinawie, poszkodowanej w czasie powodzi. Ale radni zlekceważyli i nas i mieszkańców – kończy Węgrzynowski.