Raczyński: Gwarantuję dalszy rozwój

3962

7 kwietnia lubinianie wybiorą nowych radnych i zdecydują, kto zostanie prezydentem miasta. Na ten urząd kandyduje również obecny włodarz, Robert Raczyński. O obietnicach z poprzedniej kampanii i nowych propozycjach dla mieszkańców rozmawiała z nim Joanna Dziubek.

Robert Raczyński (fot. BM)

Kończy się najdłuższa kadencja w historii polskiego samorządu, więc to naturalny czas podsumowań. Jak ją pan ocenia, także na tle wcześniejszych, które upłynęły panu w roli prezydenta Lubina?

Jeśli chodzi o skalę inwestycyjną – niewyobrażalna eksplozja. Chyba nawet najbardziej nieprzychylni ludzie – a trudno takich znaleźć, bo Lubin to miasto ludzi przyjaznych – nie byliby w stanie temu zaprzeczyć. Zaczęliśmy budowę infrastruktury kolejowej, drogowej, rekreacyjnej, szpitalnej, która wysunęła nas na pierwsze miejsce w Zagłębiu Miedziowym. Szczególnie to, co zrobiliśmy we współpracy z samorządem województwa – czyli kolej – doprowadziło do rewolucji w sferze jakości życia mieszkańców. Kilka dni temu odbierałem córkę ze stacji i widziałem tam cztery pociągi! Widok dwóch pociągów Intercity i dwóch Kolei Dolnośląskich to widok, który dosłownie rozgrzewa serce. Pamiętamy przecież, że pięć lat temu w tym miejscu leniwie sapały tylko pociągi Pol-Miedź Transu, a potem nagle wszyscy znaleźliśmy się blisko Wrocławia, Krakowa, Drezna, Berlina…

Do kolei, podobnie jak do bezpłatnej komunikacji, jesteśmy już przyzwyczajeni. Te rzeczy są dla nas już oczywiste.

No tak, ale musi pani mieć świadomość, że to nie jest praca tygodniowa. Nad powrotem kolei do Lubina pracowaliśmy ponad dziesięć lat! Udało nam się wstrzelić w czas, gdy wszystkie szczeble administracji i instytucje, od których zależało powodzenie tego projektu, były bardzo przychylne naszemu miastu.

Pomogła sejmikowa koalicja z Prawem i Sprawiedliwością?

Bezsprzecznie. Współpraca na szczeblu samorządu wojewódzkiego zdecydowała o tej przewadze inwestycyjnej nad innymi miastami. Województwo zaczęło wreszcie doceniać nasze miasto, a my mogliśmy skupić się na realizacji kolejnych projektów, zamiast toczyć administracyjne spory, nierzadko na sali sądowej.

Zapowiadane przez pana pięć lat temu budowy aquaparku i Centrum Przesiadkowego ruszyły, ale dopiero pod koniec kadencji. Co zabrało tyle czasu?

Zorganizowanie finansowania inwestycji – to po pierwsze. Mówimy o olbrzymich przedsięwzięciach, których samo projektowanie zajmuje ponad dwa lata. To nie są domki jednorodzinne, tylko obiekty, które oddziałują już na środowisko. To oznacza konieczność uzyskania szeregu zgód, co w naszym kraju trwa nawet do roku. Większość czasu, o którym pani mówi, pochłonęło nam uzyskiwanie tych pozwoleń i decyzji.

Jeśli chodzi o aquapark, za kilka miesięcy minie pierwszy rok budowy. Rosną już jego mury, a nadmienię tylko, że w tym miejscu musieliśmy zlikwidować najpierw problem wód gruntowych. Wszyscy sądzą, że Lubin jest miastem suchym, a to nieprawda. Woda jest parę metrów pod nami.

Przy okazji Centrum Przesiadkowego zmieniony zostanie też układ ulic w okolicy stacji Lubin. Pan chce w ogóle zlikwidować drogowe przejazdy kolejowe w mieście. Jakie jeszcze zmiany czekają wobec tego lubinian?

Nie tyle chcę, co wręcz muszę, bo ich funkcja naturalnie wygaśnie. Zmierzamy do tego, żeby zwiększyć liczbę pociągów jeżdżących przez Lubin, więc w rezultacie mielibyśmy ustawicznie zakorkowane miasto. Trzeba uruchomić inne ślady komunikacyjne, żeby kolej nie kolidowała z ruchem kołowym.

Grafika: materiały prasowe

To są i będą skomplikowane oraz kosztowne inwestycje, liczone w setkach milionów złotych, ale są nam już niezbędne. Co ważne, kolej też jest nimi zainteresowana, bo wprawdzie może sobie swobodnie zamykać szlabany, ale i tak traci czas, bo zgodnie z prawem pociągi muszą w tych miejscach zwalniać. Na każdym przejeździe na trasie do Wrocławia pociąg traci dwie minuty. Hamowanie pociągu wymaga nie dwudziestu metrów, tylko dwóch kilometrów.

Jest już plan przebudowy okolicy ulic Kolejowej i 1 Maja, a także przejazdu na ulicy Legnickiej. Co z przejazdem przy stacji Lubin Stadion?

On też zostanie zamknięty i też już się do tego przygotowaliśmy. Nieprzypadkowo zbudowaliśmy duże rondo na skrzyżowaniu ulicy Zielonogórskiej ze Spacerową, bo mieszkańcy muszą mieć zagwarantowane sprawne poruszanie się między poszczególnymi częściami miasta.

Fot. archiwum

Budując to rondo braliśmy pod uwagę różne korzyści. Nie chodziło przecież tylko o efektowne zburzenie starego wiaduktu. Proszę zwrócić uwagę, że po zakończeniu tej inwestycji w okolicy ronda zaczęły powstawać inwestycje mieszkaniowe i przestrzeń zaczyna być tam zagospodarowywana w niespotykany dotąd sposób.

Jakie jeszcze inwestycje drogowe są przygotowywane?

Chcemy wejść w głąb osiedli. Poprawiliśmy komunikację na Przylesiu, które dziś tętni życiem jako miejsce nie tylko już mieszkalne, ale też handlowo-usługowe. Teraz zamierzamy poprawić jakość dróg na osiedlach Polnym, Ustroniu i Wyżykowskiego.

Ul. Miedziana (fot. BM)

Planujemy też przejść z remontami na mniej zamieszkane części miasta, na przykład ulicę Przemysłową. Na dziś są to peryferia miasta, ale z chwilą, gdy rozpoczniemy tam inwestycje w infrastrukturę, zmieni się także ta część Lubina i jej mieszkańcy mogą być nagle zaskoczeni, że mieszkają w środku dużego osiedla. Świadomie czekaliśmy z pracami w tej okolicy, bo czekamy na budowę wiaduktu kolejowego, który też mocno zmieni nam tam układ komunikacyjny.

Pięć lat temu sporo mówił pan o koncepcji Parku Militarnego i rewitalizacji parku Leśnego. Dzisiaj to miejsce wygląda zupełnie inaczej i projekt można zaliczyć do zrealizowanych. Często pan tam bywa?

Bardzo często i nie tylko dlatego, że jestem militarystą. To na dziś największa miejska przestrzeń do wypoczynku, w której mamy nawet wiewiórki. Celowo zmieniamy tę przestrzeń w najmniejszym możliwym stopniu, żeby zachowała swój naturalny charakter.

Tu też planujemy sporą inwestycję: wokół parku wybudujemy drogę – jednokierunkową, z parkingiem. Ułatwi to korzystanie z atrakcji parku oraz dojazd do osiedla Polesie. W tej chwili przygotowujemy niezbędne wywłaszczenia.

O miejsca parkingowe przy parku miałam pana właśnie zapytać…

A, to miał być jakiś haczyk? Wie pani, ludzie, którzy mnie znają, są przekonani, że ja naprawdę mam to miasto przemyślane. Nie ujawniam tego, bo wiem, gdzie napotkam problem i kto może mi zablokować różne projekty. Dlatego dopóki nie mam pozwolenia na budowę i zabezpieczonego finansowania, nie odkrywam kart. Inaczej zawsze znajdzie się ktoś, komu te zmiany nie będą pasowały.

Rozmawiamy w dniu, w którym prezentował pan mediom nową siedzibę Dolnośląskiego Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży. Podkreśla pan, że ten projekt od początku nie miał ani jednego przeciwnika. To dziś rzadkie w publicznym dyskursie…

Społeczeństwo zyskało już dużą wrażliwość. Gdybyśmy mówili o psychiatrii dziecięcej trzydzieści czy czterdzieści lat temu, traktowana byłaby marginalnie, ze wstydem i nie trafiłaby do przestrzeni publicznej. Na szczęście ludzie dojrzeli i rozumieją już, że problemy natury psychicznej to nie są żadne stany diabelskie, tylko stany chorobowe, które szanujemy i staramy się im zaradzić. Nie ma już izolacji i stygmatyzacji chorych, jest za to centrum pomocy psychiatrycznej budowane w centrum miasta. Nie udajemy, że problem nie istnieje, tylko robimy wszystko, żeby go rozwiązać.

Wyboru lokalizacji tego szpitala dokonywałem jeszcze przed pandemią. I jeszcze wtedy byli ludzie, którzy sądzili, że ten ośrodek trzeba wyprowadzić poza miasto. Nie! To jest problem, z którym każdy może się spotkać.

Nowa siedziba Dolnośląskiego Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży (fot. BM)

Dodam łyżkę dziegciu do tej planistycznej beczki miodu: lubinianie skarżą się na brak miejsc pracy poza przemysłem miedziowym. Uważają, że do tej pory nie zabiegaliście wystarczająco o pozytywne zmiany w tej dziedzinie. Co pan im odpowie?

Jako miasto nie dysponujemy naszą powierzchnią do zagospodarowania. Strefą cały czas dysponuje rząd – teraz już kolejny. Od wielu lat zabiegamy, żeby te tereny stały się własnością miasta, bo my umielibyśmy szybko zrobić z nich pożytek.

Rządzący chyba świadomie nie chcą ożywić tych terenów. Ten sam minister dysponuje i strefą, i KGHM-em. Odnosimy wrażenie, że celowo nie pozyskują poważnych inwestorów, żeby nie zabrakło nagle chętnych do pracy w kopalni. Taki problem faktycznie mógłby się pojawić i obawa przed nim wyjaśnia, skąd wzięło się wieloletnie już zaniechanie inwestycyjne państwa w obszarze nie tylko Lubina. Proszę zwrócić uwagę, że nowe inwestycje pojawiają się, ale poza Zagłębiem Miedziowym.

Otrzymujemy dzisiaj propozycje, które dla lubinian byłyby w rzeczywistości bardzo uciążliwe. Świadomie blokujemy budowanie na tych dwustu hektarach dużych centrów logistycznych, bo pracy będzie tam niewiele, będzie też nisko płatna, za to przez miasto będą przejeżdżać dwa tysiące tirów na dobę. Ja czegoś takiego nie chcę.

Podstawowe pytanie jest takie: czy mamy pozwolić, żeby w strefie powstały jakiekolwiek firmy, czy ma tam powstać prawdziwa alternatywa dla przemysłu miedziowego. Nawiasem mówiąc, te miedziowe realia mogą powodować obawy potencjalnych inwestorów o zbyt wysokie oczekiwania płacowe pracowników. Powiedzmy sobie szczerze: inwestorzy szukają bezrobotnych. A w Lubinie bezrobocia nie ma.

Remedium na to ma być Dolina Dronów?

To jest przykład działalności, która ma potencjał rozwojowy, a nie jest uciążliwa dla mieszkańców. Zobaczymy, jak firmy, które działają w branży tych technologii, będą w stanie wykorzystać szanse, które otrzymują. Myślę, że w tym przypadku prognozowanie dłuższe niż w perspektywie roku jest bezcelowe. Przypomnę, że pięć lat temu nikt nie wyobrażał sobie najpierw pandemii, a zaraz ataku Rosji na świat.

Biorąc pod uwagę położenie Lubina i fakt, że mamy na miejscu prywatne lotnisko, widzę spore szanse na rozwój tego biznesu w naszym mieście. Dlatego postaraliśmy się o kilkudziesięciomilionową dotację na utworzenie tego parku technologicznego.

Fot. archiwum

Skoro jesteśmy już na północnych granicach miasta – czy udało się panu skutecznie zablokować plan budowy spalarni odpadów, która miałaby znaleźć się w tych okolicach właśnie?

Tak sądzę. Oczywiście firmy, które polują na Lubin, cały czas próbują coś ugrać w Warszawie – bo całe zło to Warszawa – ale myślę, że tak.

7 kwietnia mieszkańcy wybiorą nową radę miasta i prezydenta. Co chce pan zaproponować lubinianom jako kandydat na ten urząd?

Kontynuację rozwoju – to gwarantuję. Odrzucanie partyjnych konfliktów, bo ja mam doświadczenie we współpracy z każdym rządem i samorządem. W odróżnieniu od partyjnych kandydatów ja nie będę się kierował polityczną nienawiścią do drugiej strony. Razem z moim zespołem zagwarantujemy, że dalej każdy będzie mieć dobrą wodę w kranie – obojętnie, na kogo głosował.

Dziękuję za rozmowę.


POWIĄZANE ARTYKUŁY