Ubrania, zabawki, książki, dekoracje, a nawet płyty gramofonowe i narzędzia – to wszystko pojawiło się na pierwszej wyprzedaży garażowej w Osieku. Organizatorki zapewniają, że ciąg dalszy nastąpi i już teraz zapraszają mieszkańców także innych miejscowości.
Na pomysł giełdy przydasiów wpadły panie z Koła Gospodyń Wiejskich „Szminką malowane”. W świetlicy wiejskiej w Osieku rozstawiły stoły i ułożyły na nich rzeczy, które same postanowiły puścić w drugi obieg.
– Zainspirowałyśmy się programami telewizyjnymi, które pokazują takie wyprzedaże w Stanach Zjednoczonych, gdzie one są bardzo popularne. Ja sama nazbierałam dwie wielkie torby rzeczy, których szkoda mi było wyrzucić – mówi Ewelina Golenia.
– Każdy przecież ma coś tam w garażu czy na strychu, więc pomyślałyśmy, że dobrze będzie, jak będzie można to sprzedać – wtóruje jej Magdalena Matla.
Pierwsza wyprzedaż garażowa zorganizowana została 15 maja, po południu. Przyszło na nią kilkadziesiąt osób. Większość stanowili mieszkańcy Osieka. Jadwiga i Stanisław Nieckarz dziś jeszcze są lubinianami, ale niedługo też zamieszkają w tej miejscowości.
– Taka wyprzedaż to bardzo dobry pomysł, bardzo nam się podoba. Można dać rzeczom drugie życie – mówią. Na ich stole stała specjalna puszka na pieniądze od klientów – ich wnuczka Julia czeka na kolejną drogą operację za granicą. O chorej dziewczynce pisaliśmy wielokrotnie TUTAJ.
Żeby wziąć udział w wyprzedaży, nie trzeba się zapisywać i za nic płacić. Po prostu bierzemy rzeczy, wykładamy je na stół i czekamy na klientów. Niektórzy, jak kilkuletnia Ania, mieli wczoraj spory ruch w interesie – dziewczynka w około pół godziny zarobiła sto złotych.
– W końcu pozbyła się rzeczy, którymi się już nie bawi, a szkoda było je wyrzucić, więc to jest też ekologiczne – mówi jej mama, Katarzyna. – Portale sprzedażowe mają dalszy zasięg, a tu wszystko jest lokalne. Wiadomo też, że znajomemu opuści się trochę cenę. Można się też powymieniać. Bardzo fajny pomysł! – uważa.
Uwagę gości świetlicy przyciągało stoisko Piotra Wojciechowskiego, a na nim ozdobne albumy płytowe z muzyką klasyczną.
– To chyba rodzinne zboczenie: zawsze zbieraliśmy różne rzeczy. W ten czy inny sposób kolekcjonowanie było u nas popularne – opowiada mieszkaniec Osieka. – Dziadek zbierał maszyny do szycia, ojciec był audiofilem i gromadził przeróżne płyty – od muzyki eksperymentalnej, przez klasyczną, po kawałki całkowicie nowoczesne. Nawet hip-hop się tam trafiał… Mamy też książki z okolic 1920 – 1930 roku, które zostały wywiezione z Litwy. Ja z tego użytku już nie zrobię, dlatego pomału przekazuję to w inne ręce – wyjaśnia.
Odsprzedawanie przedmiotów jest nie tylko ekologiczne, ale też rozsądne z ekonomicznego punktu widzenia. W rzeczach pieczołowicie składanych w szafach, na strychach i w garażach Polacy mają bowiem ulokowany spory kapitał. To pozostałość po czasach, gdy sklepowe półki świeciły pustkami, więc poprzednie pokolenia nic nie wyrzucały, tylko zostawiały na później, bo kiedyś „przyda się”. Ta mentalność została z nami do dzisiaj, ale stopniowo ludzie zmieniają podejście do przedmiotów.
– Odgruzowywałem garaż po ojcu i okazało się, że z garażu, który miał trzydzieści metrów kwadratowych i mieścił się w nim samochód, wyniosłem niepotrzebne już rzeczy do kontenera, który miał pojemność ośmiu metrów sześciennych – wspomina Piotr Wojciechowski.
Wyprzedaż garażowa pozwala nie tylko zwolnić trochę przestrzeni w domu i odzyskać część gotówki. Dzieci mają możliwość przeprowadzenia pierwszych negocjacji, jest okazja do spotkania z sąsiadami. Mówiąc krótko: same plusy.
Panie z KGW „Szminką malowane” nie były pewne, czy ich pomysł spodoba się mieszkańcom. Dziś już myślą o kolejnych wyprzedażach. Wstęp ponownie będzie otwarty dla każdego, a zapowiedzi akcji można szukać na ich facebookowym profilu TUTAJ.
Fot. Joanna Dziubek