– Rząd nie słucha związkowców, może wysłucha samorządowców. Prezydenci miast Zagłębia Miedziowego zawiązali wspólny front przeciwko prywatyzacji KGHM. – Obawiamy się, że może dojść do podobnej sytuacji, jak w Wałbrzychu – stwierdza prezydent Lubina, Robert Raczyński. – Spółka daje chleb wielu mieszkańcom regionu. Nie możemy dopuścić do jego zniszczenia – alarmuje.
Włodarze Lubina, Głogowa, Legnicy i Polkowic postanowili nie czekać na decyzję, jaką we wtorek podejmie rząd i ostateczne rozstrzygnięcie czy KGHM znajdzie się na liście spółek przeznaczonych do prywatyzacji. Już jutro chcą opublikować wspólnych komunikat, w którym wyraźnie sprzeciwią się pomysłowi wyprzedaży akcji Polskiej Miedzi.
– Wystąpimy do swoich rad miejskich, by przygotowały apel z prośbą do rządu o zaniechanie tego niebezpiecznego pomysłu, jakim jest prywatyzacja miedziowej spółki – mówi prezydent Raczyński. – Uważamy, że KGHM jest zagrożony, bo rząd bawi się w poszukiwanie kilkuset milionów złotych, by załatać dziurę w budżecie. Co roku rząd bierze większą dywidendę niż otrzymałby ze sprzedaży 10 procent akcji spółki. A my tu mówimy o gospodarczym osłabieniu regionu! – dodaje. – Jeśli rząd szuka 700 mln zł, ja mu mogę znaleźć je bardzo szybko. W Polsce 20 miliardów kosztują powiaty co roku! – wskazał.
Samorządowcy są przekonani o słuszności swoich decyzji, bo wsparli ich liderzy związków zawodowych, którzy pojawili się na spotkaniu w urzędzie miejskim.
– Prywatyzacja miedziowej spółki to problem nie tylko jej pracowników, ale całego regionu – przekonuje Józef Czyczerski, szef miedziowej „Solidarności”.
Ryszard Kurek, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego, oraz Józef Czyczerski żalili się, że nie otrzymali żadnej pomocy od lubińskiego starostwa. Pracownicy KGHM największy żal mają jednak do posła PO Norberta Wojnarowskiego, ponieważ w ogóle nie interesuje się tym, co się dzieje w KGHM. Nie odpowiedział na żaden list i nie wiadomo gdzie się podziewa.