Poznaniacy utknęli w autobusie w Lubinie

13

Jechał z Jeleniej Góry do Poznania, gdy nagle stanął i nie chciał już ruszyć – okazuje się, że historia z felernym autobusem, o której mówi cała Polska, wydarzyła się w Lubinie. To właśnie tutaj zepsuł się autobus z poznańskiego PKS-u i tutaj pasażerowie zostali pozostawieni na pastwę losu.

Historię opisuje „Gazeta Wyborcza”. Do dziennikarzy zgłosiła się jedna z poszkodowanych pasażerek. Pani Dorota opowiada, że w poniedziałek po południu jechała do Poznania. Wsiadła do autobusu w Jeleniej Górze, a wraz z nią kilkanaście innych osób, w tym matka z dziećmi, niepełnosprawna kobieta i kilku obcokrajowców.

Podróż upływała normalnie, gdy nagle na jednym z ruchliwych skrzyżowań w Lubinie, czyli mieście zupełnie obcym dla pasażerów, autobus zatrzymał się i nie chciał już ruszyć. Coś się zepsuło, a kierowca nie był w stanie usunąć usterki. Było już po godzinie 17.

– Kierowca ogłosił nam, że autobus się popsuł i że musi zadzwonić – opowiada dziennikarzom „Gazety Wyborczej” pani Dorota. – Po chwili wrócił i dodał, że nie pojedziemy dalej i że nie ma możliwości sprowadzenia zastępczego pojazdu. Zaproponował wszystkim pełny zwrot pieniędzy za bilety – dodaje.

Pasażerowie nie chcieli się zgodzić na takie rozwiązanie. Byli w obcym mieście, na środku skrzyżowania, bez żadnych możliwości. Dodatkowo popsuty autobus blokował ruch na skrzyżowaniu. Pomógł dopiero jeden z przejeżdżających kierowców. On holował pojazd, a pasażerowie pchali. Dzięki temu autobus zjechał na pobocze.

Ale pasażerowie musieli sami zacząć organizować sobie transport. Część podobno udała się na lubiński dworzec PKS, ale o tej porze autobusy już nie kursowały. Do późnego wieczora czekali na znajomych i rodzinę, by odebrali ich z naszego miasta. Dziś są rozgoryczeni i oczekują od przewoźnika rekompensaty.

Poznański PKS nie zamierza z tym nic robić. Przynajmniej na razie. – Do dzisiaj nikt nie zgłosił się do nas ze skargą – tłumaczy Dorotę Duda-Mosielska, rzecznik prasowy poznańskiej spółki. – A my nawet nie mamy danych tych pasażerów. Bo przecież ludzie, którzy kupują bilet, nie podają swoich nazwisk – dodaje.

Zaznacza też, że awaria autobusu to wypadek losowy, na który nikt nie miał wpływu. A kierowca wcale nie miał lepiej, bo musiał spędzić noc w pojeździe i czekać do rana, by naprawić autobus.


POWIĄZANE ARTYKUŁY